Wyjazdowe mecze są w tym sezonie zmorą kaliskiego drugoligowca. W siedmiu eskapadach ani razu nie zdobył pełnej puli. W sobotę w Rawiczu podtrzymał czarną serię, choć, paradoksalnie, rozegrał całkiem niezłe zawody i to mimo nieobecności kilku zawodników. Z różnych względów nie mogli wystąpić Artur Mrówczyński, Tobiasz Kol, Marcin Ostój i Michał Pertkiewicz, co sprawiło, że wyjściowa piątka grała praktycznie od początku do końca. Jedynym zawodnikiem wchodzącym z ławki był Tomasz Bartkowski, ale na parkiecie spędził ledwie dwie minuty.
Brak możliwości dokonywania zmian dał się we znaki kaliskiej drużynie w końcówce rywalizacji, gdy ważyły się jej losy. Wcześniej, gdy przyjezdni nie odczuwali w nogach trudów spotkania, radzili sobie momentami wyśmienicie. Aż do czwartej kwarty utrzymywali kilkupunktową przewagę, wypracowaną już w pierwszej odsłonie (26:18). Znakomicie do tego czasu spisywał się Jakub Kołodziej, który tylko w pierwszych dwóch kwartach rzucił 19 punktów, a cały zespół zgromadził w tym czasie aż 50 oczek. Ostatnie 10 minut goście rozpoczęli przy swoim prowadzeniu – 73:65. Szybko je jednak stracili, bo w niespełna 120 sekund. Równa walka trwała do 37 minuty. Od stanu 81:80 dla Rawii szala zwycięstwa ostatecznie przechyliła się na korzyść gospodarzy, którzy wygrali 95:87.
Solidny występ przez 3/4 meczu jest wobec siódmej wyjazdowej porażki marnym pocieszeniem. Znacznie lepiej w tym sezonie kaliszanie radzą sobie w roli gospodarza. W takich okolicznościach wygrali dwa mecze. Być może trzecie domowe zwycięstwo dołożą w najbliższą sobotę. O godzinie 17:00 podejmą w hali przy Łódzkiej ekipę MKS-u Otmuchów.
(mso)
***
Napisz komentarz
Komentarze