Równo o 17.00 w eskorcie motocyklistów wjechali na sygnałach na teren komendy przy Nowym Świecie. Witani przez kolegów i przełożonych z honorami jak prawdziwi bohaterowie. Po twarzach strażaków widać satysfakcję z wykonanego zadania, ale i ogromne zmęczenie. - Droga powrotna trwała aż 3 dni, na promie trochę się przespaliśmy, dzisiaj pobudka o 4.00 rano, krótka odprawa i powrót do bazy – mówił nam asp. sztab. Robert Radziszewski, dowódca tego zastępu.
„Nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy”
Trudy podróży nie mogą się równać z wysiłkiem, jaki włożyli w walkę z ogniem tam na miejscu. Skala żywiołu była dla nich dotąd nie spotykana, a i warunki w jakich musieli pracować całkiem nowe. - Najtrudniejsze było dostosowanie sprzętu szwedzkiego z naszym, ukształtowanie terenu oraz duża ilość kamieni i głazów w lesie – wspomina asp. Radziszewski.
– Już po drodze jak jechaliśmy widzieliśmy, że jest tylko las, las, las i nic więcej. A ogrom tego zdarzenia… nie widziałem czegoś takiego. – dodaje st. sekc. Daniel Więckowski, operator sprzętu specjalnego. Jak dodaje starszy sekcyjny ratowali nie tylko mienie w postaci lasu, ale i domostwa ludzi. – Linia obrony, którą postawiliśmy była kilka kilometrów od jednej z miejscowości, było tam około 100 drewnianych domów. Było bardzo duże zagrożenie dla ludzi – wyjaśnia Więckowski.
Tamtejsi ludzie okazali strażakom wdzięczność. Przynosili jedzenie i picie. Dziękowali. Język w jakim to robili nie miał znaczenia. Kaliszanie pracowali ramię w ramię z innymi Polakami, ale też Szwedami. Porozumiewali się w języku angielskim.
24 godziny nieustannej walki
Akcja była wyjątkowo trudna. Strażacy nie tylko musieli walczyć z ogniem, ale zorganizować sobie warunki bytowe i całe zaplecze i infrastrukturę i to w samym środki lasu. Zaraz po przyjeździe pracowali nawet po 24 godzin. Gdy sytuację udało się trochę opanować dyżury zmniejszono do 12 godzinnych zmian. Siła żywiołu zrobiła ogromne wrażenie nawet na tak doświadczonych strażakach. Było naprawdę niebezpiecznie. Momentami ściana ognia dochodziła do ich pojazdu na zaledwie 50 metrów, ale zawsze udało się żywioł albo ugasić, albo zepchnąć w głąb pogorzeliska.
Księżniczka Wiktoria z wizytą, ale… na innej zmianie
Polskich strażaków odwiedziła księżniczka Wiktoria. I tutaj okazuje się, że zespół z Kalisza miał… pecha – Była, ale nie na naszej zmianie akurat. Chłopaki z innej zmiany trafili na tę niezapowiedzianą wizytę księżniczki – mówi ogniomistrz Tomasz Olszewski.
Strażacy mieli stały kontakt telefoniczny i internetowy z rodzinami. Te wspierały ich w trudnych chwilach, a teraz mogą być dumne ze swoich bohaterów. Strażacy mają teraz 3 dni wolnego. Później powrót do walki z ogniem, może już nie z tak dużym, ale z równym zaangażowaniem i sercem.
MS, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze