Rywalizację KKS-u z 19-krotnym zdobywcą Pucharu Polski śledziło z trybun ponad osiem tysięcy widzów. To nowy frekwencyjny rekord od kiedy stadion przy ulicy Łódzkiej przeszedł gruntowną modernizację. Obecni na meczu byli świadkami znakomitego piłkarskiego spektaklu. Kaliski zespół zagrał z Legią bez kompleksów i choć przegrał to po walce, która trwała do ostatnich sekund. Podopieczni Bartosza Tarachulskiego przez większość spotkania byli stroną atakującą, zwłaszcza w drugiej połowie, w której zdominowali wicelidera ekstraklasy. Brakowało im jednak szczęścia pod bramką gości. Pecha mieli między innymi Nikodem Zawistowski, który ucelował w boczną siatkę, Nestor Gordillo i Jakub Głaz, którego ofiarnym wślizgiem zablokował Rafał Augustyniak. Nie obyło się też bez kontrowersji, gdy w 57. minucie po strzale Piotra Giela ręką zagrał wspomniany Augustyniak. Arbiter, mimo analizy VAR, nie podyktował karnego.
– Czujemy ogromny niedosyt, smutek i żal, bo naprawdę wierzyliśmy w zwycięstwo i w to, że to my znajdziemy się w finale. Nie załamaliśmy się po stracie bramki i walczyliśmy do ostatniej minuty, żeby wygrać. Druga połowa była fantastyczna, byliśmy lepszym zespołem. Szkoda, że nic nie chciało wpaść do siatki. Moim zawodnikom należy się ogromny szacunek i wielkie gratulacje. Jako trener jestem z nich dumny. Ci chłopcy zasłużyli na szacunek całego miasta. Każdego dnia pracują bardzo ciężko, rozwijają się, są fenomenalni. Ta drużyna tworzy jedność i jeszcze nie raz udowodni, że zasługuje na pochwały. Znamienne jest to, że pomimo porażki odbieramy gratulacje i słowa uznania – skomentował trener KKS-u, Bartosz Tarachulski.
O wygranej drużyny ze stolicy zadecydowała akcja z drugiej minuty. Mocnym strzałem z pola karnego Macieja Krakowiaka pokonał Igor Strzałek. Po chwili golkiper KKS-u miał sporo szczęścia, gdy odbita od Tomasa Pekharta piłka zatrzymała się na słupku. I to w zasadzie tyle, co w ofensywie pokazali piłkarze Legii.
– Jestem szczęśliwy z wyniku, ale nie był to nasz najlepszy dzień. Nie zagraliśmy tego, co sobie założyliśmy. Było widoczne gołym okiem, że duża część zawodników była poważnie zmęczona. Rozegraliśmy bowiem ten mecz 72 godziny po spotkaniu z Rakowem Częstochowa. Oczekiwaliśmy twardego starcia, ale nie spodziewałem się, że poziom obu drużyn będzie tak bliski. Ogromny szacunek dla zespołu z Kalisza – za jakość, którą pokazał, za determinację i za wolę odwrócenia wyniku do ostatnich minut. Gospodarze potwierdzili, że ich dobre występy w poprzednich pucharowych meczach nie były przypadkiem. Ale w tych rozgrywkach chodzi o to, żeby awansować do kolejnej rundy i to zrobiliśmy. Na pewno jednak zapamiętamy ten mecz jako bardzo ciężką przeprawę na drodze do finału – podsumował trener Legii, Kosta Runjaić.
Mimo porażki KKS napisał wspaniałą historię, bo nigdy wcześniej nie dotarł do najlepszej czwórki Pucharu Polski. To, jak ogrywał trzy ekstraklasowe drużyny i postawił się takiej marce, jak Legia, będzie jeszcze długo pamiętane przez kibiców znad Prosny. Teraz kaliszanie mogą skupić się na rozgrywkach ligowych, które są dla nich priorytetowe i w których mają spore szanse na wywalczenie awansu do pierwszej ligi. O kolejne punkty na drugoligowym froncie powalczą już w najbliższą sobotę, gdy zmierzą się na wyjeździe z rezerwami Śląska Wrocław.
***
KKS Kalisz – Legia Warszawa 0:1 (0:1)
Igor Strzałek 2
Żółte kartki: Łuszkiewicz, Zawistowski, Głaz (KKS) oraz Jędrzejczyk, Josué (Legia)
Sędziowali: Jarosław Przybył (Kluczbork) oraz Radosław Siejka i Sebastian Mucha
KKS: Krakowiak – Smoliński, Kendzia, Lipkowski – Zawistowski (82 Putno), Łuszkiewicz (45 Głaz), Wysokiński (88 Staszak), Koczy (82 Wilczyński) – Borecki (87 Gęsior), Giel, Gordillo
Legia: Miszta – Jędrzejczyk, Augustyniak, Ribeiro – Wszołek (69 Johansson), Slisz, Strzałek (46 Sokołowski), Josué, Mladenović (69 Baku) – Pekhart (77 Carlitos), Muçi (46 Rosołek)
Napisz komentarz
Komentarze