I to największe wyzwanie. Wiadomo, że 39-latek pełnił w Pleszewie dyżur. Zaczął w piątek, 22 lutego o godz. 16.00. Miał zakończyć w niedzielę o 8.00 rano. Ostatni raz był widziany o 1.30 w czasie udzielania pomocy choremu. Kiedy rano nie zszedł z dyżuru personel zaczął go poszukiwać. Okazało się, że drzwi do jego gabinetu są zamknięte, a on nie reaguje na wołania, dlatego pracownicy placówki otworzyli drzwi siłą. I znaleźli martwego lekarza. - Z poczynionych ustaleń wynika, że mężczyzna był zatrudniony również na terenie województwa ościennego. Dlatego w toku postępowania będzie zabezpieczona dokumentacja z różnych placówek i ten materiał pozwoli wnioskować o realnym wymiarze czasu jego pracy – mówi Maciej Meler, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim. – Konieczne są też zeznania członków rodziny, którzy pozwolą ustalić miejsca pracy lekarza. Takie umowy są opodatkowane, więc wtedy wystąpimy do urzędu skarbowego o potwierdzenie współpracy, a później do placówek, z którymi współpracował o wykaz dyżurów w dniach przed śmiercią.
Sprawą zajęła się także Państwowa Inspekcja Pracy. Bezpośrednia przyczyna śmierci ojca trójki dzieci powinna być znana po sekcji zwłok, którą wyznaczono na wtorek.
Analiza dokumentacji dotyczącej czasu pracy łodzianina powinna odpowiedzieć na pytanie, czy do zgonu mogło dojść przez przepracowanie.
AW, fot. pixabay.com
Napisz komentarz
Komentarze