Koronawirus to ciągle wróg nieznany, chociaż wiadomo o nim coraz więcej. Przede wszystkim wiadomo, jak się rozprzestrzenia. Drogą kropelkową, dlatego pracownicy szpitali muszą stosować zaostrzone środki bezpieczeństwa – kombinezony, maski, gogle, rękawice. I tak zamaskowani – w stroju niewygodnym, ale chroniącym ich samych - pomagają tym, którzy zachorowali i trafili do szpitala w Wolicy. Jak wygląda praca przy pacjencie pokazali na filmie, który nagrali specjalnie do tego przeznaczonym telefonem - urządzeniem, które po użyciu wśród chorych zostało zdezynfekowane. Swoich aparatów wnosić do strefy czerwonej nie mogą.
Tak wygląda praca w Szpitalu jdnoimiennym w WolicyOpublikowany przez Wojewódzki Specjalistyczny ZZOZ Chorób Płuc i Gruźlicy Wolica k/Kalisza Poniedziałek, 18 maja 2020
Ryzyko zakażenia zawsze istnieje. Jednak im dłużej wszystko trwa tym łatwiej zapanować nad wirusem i jego rozprzestrzenianiem się wśród nie tylko pracowników służby zdrowia, ale i nas samych. Także pierwsza panika i strach dawno minęły. Tylko niestety minęły pozornie. Okazuje się, że osoby, które chorowały, a także, ci nazywani szumnie i pompatycznie "bohaterami bez skrzydeł", z powodu swojego kontaktu z koronawirusem narażeni są na agresję i to przede wszystkim ze strony tych, których znają. - Jedni spotykają się z aprobatą, nawet z gestami przyjaznymi - podkreśla Ewa Młynarczyk, pielęgniarka szpitala w Wolicy, ale dodaje, że nie zawsze jest różowo. - Natomiast są takie koleżanki, które opowiadają, że w trakcie zakupów w sklepie osiedlowym usłyszały, że nie będą obsługiwane, bo pracują w szpitalu. I nawet ich rodzinie nie wolno tam robić zakupów. Jedna z koleżanek opowiadała, że od sąsiada usłyszała, że jak się pojawi w domu to będzie do niej strzelał z procy. Tak że niefajne rzeczy się pojawiają, ale generalnie próbujemy sobie z tym poradzić.
Inaczej o załamanie łatwo. W dużej mierze inne i zdecydowanie trudniejsze niż do tej pory warunki pracy, rzadki kontakt z rodziną (większość pracowników szpitala w Wolicy mieszka w hotelu), a do tego świadomość niechęci wielu osób tylko dlatego, że jest się przedstawicielem służby zdrowia, może powodować gorsze dni, a nawet rezygnację. - Staramy się o tym nie myśleć, staramy się trwać i mobilizować. Maksymalnie wykrzesać z siebie wszystkie siły. I wspierać jedna drugą, bo dziewczyny mają różne dni - dodaje Ewa Młynarczyk. - Szczególnie jak rozmawia się o rodzinie, ale to jest silniejsze od nas. Mimo to jest pełna mobilizacja i jak trzeba to wszyscy stajemy na baczność i przystępujemy do swoich czynności.
Tych jest więcej niż poprzednio, bo personelu w szpitalach jest mniej, a pacjenci bardzo często obok koronawirusa mają też wiele innych chorób. Dlatego typowo medyczne zabiegi wymagają też innych czynności, jak dbanie o higienę hospitalizowanych czy ich karmienie. A ci, którzy walczą o życie zakażonych oczekują niewiele – zamiast pompatycznych słów o bohaterach tylko tego, by traktować ich z szacunkiem.
AW, zdjęcia autor, szpital w Wolicy
Napisz komentarz
Komentarze