Temat niebezpiecznych odpadów w Szczypiornie ciągnie się już od 7 lat. W ubiegłym roku Kalisz dostał dotację z NFZ w kwocie około 5 mln zł na usunięcie odpadów, drugie tyle ma pochodzić z budżetu miasta. Pierwszy przetarg na wykonawcę tego zadania ogłoszono pod koniec ubiegłego roku. Wtedy zgłosił się tylko jeden oferent i zaproponował cenę trzykrotnie wyższą od budżetu dla tej inwestycji.
Teraz miasto ponownie szuka firmy, która w ciągu trzech lat wywiezie ze Szczypiorna setki beczek z nieznaną substancją, w sposób zgodny z prawem unieszkodliwi je, a teren magazynu, w którym są składowane uporządkuje. Odpady w Szczypiornie to chemiczna bomba zegarowa. Czas sprzyja kolejnym wyciekom, bo nieznane substancje nie są zabezpieczone we właściwy sposób.
Pierwszy taki wyciek miał miejsce w 2013 roku. I właśnie wtedy okazało się z czym w jednym z budynków na terenie dawnej Agromy mamy do czynienia. Badania wykazały, że to niebezpieczne chemikalia – w sumie 3 tysiące ton beczek, które do Kalisza przywiozła firma Patryka M. Mężczyzna od kaliskiego przedsiębiorcy wynajął magazyny, w nich ulokował odpady i zniknął, pozostawiając problem miastu. W całym procederze okazał się słupem, oczywiście niewypłacalnym… Obecnie ma odbywać karę więzienia.
W takich przypadkach – z uwagi na zagrożenia dla środowiska i ludzi – obowiązek usunięcia składowiska spoczywa na samorządzie. To niestety efekt wadliwego prawa, które działało jeszcze kilka lat temu. Dziś już przepisy zostały uszczelnione. Gdy dany podmiot chce gdzieś składować odpady, musi wpłacić tzw. kaucję gwarancyjną, która jest zabezpieczeniem dla samorządu i państwa.
Obiekt jest po brzegi i po sufit zapełniony beczkami i puszkami. Do ostatniej interwencji straży na tym terenie doszło w styczniu 2019 roku. Na szczęście był to fałszywy alarm – nie doszło do wycieku substancji.
MS, fot. archiwum
Napisz komentarz
Komentarze