Pobyt w Kaliszu podopieczne Wiesława Popika kończyły w minorowych nastrojach. W sobotni wieczór nie sprostały reprezentacji Grecji, zawodząc m.in. w drugim secie, gdy nie potrafiły obronić siedmiopunktowej przewagi. – Bardzo nam przykro, że ten mecz wyszedł jak wyszedł. Wyszłyśmy na parkiet bardzo skoncentrowane i nie wiem tak naprawdę, co się stało. Długo do mnie docierało, że już jest po meczu. Nic totalnie nam nie szło. Być może nie poradziłyśmy sobie z presją, z tyloma kamerami dookoła, bo momentami byłyśmy tak spięte, że nie wykonywałyśmy tego, co na treningach wychodzi nam bardzo dobrze – mówi nam środkowa kadry B.
Siatkarka Tauron MKS Dąbrowa Górnicza podkreśla, że w sobotnim starciu do samego końca wierzyła w powodzenie. – Wiary na pewno nam nie brakowało. Wystarczy spojrzeć na piątkowy mecz, w którym wierzyłyśmy do samego końca i przez to udało nam się przechylić szalę zwycięstwa na naszą stronę. Na pewno potrzebne jest wzajemne motywowanie się. Czasami jak nie idzie, to brakuje kogoś, kto pociągnąłby grę. Jeśli w danym meczu uda nam się taką osobę znaleźć to wyniki będą lepsze – przekonuje Ganszczyk.
Urodzona w Kościanie zawodniczka jeszcze jako juniorka rozpoczęła treningi w MKS Calisia, tuż przed wycofaniem drużyny z rozgrywek drugiej ligi w 2010 roku. Teraz jest jedną z czołowych środkowych w Orlen Lidze i broni barw klubu z Dąbrowy Górniczej. W kaliskiej Arenie miała już okazję występować. – Nie po raz pierwszy zagrałam w tej hali. Oceniam, że jest ona bardzo fajna i mogą się tutaj odbywać sportowe zawody na najwyższym szczeblu. Może było trochę ciepło, ale ogólnie obiekt jest przyjazny i szkoda, że przy tak świetnych kibicach nie udało nam się wygrać w sobotę – powiedziała nam Kamila Ganszczyk.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze