Jeszcze przed rozpoczęciem kampanii wyborczej prezydent Kalisza Grzegorz Sapiński wystosował do wszystkich kandydatów komunikat, w którym poinformował, że w tym roku plakaty będą mogły wisieć tylko na specjalnie wyznaczonych do tego tablicach. Koniec z materiałami wyborczymi zaśmiecającymi miasto i oszpecającymi publiczną przestrzeń - przekonywał. Wydawało się, że wszyscy przesłanie zrozumieli. - Jest porządek, wszyscy się reklamują tak, jak potrafią. Jedni wykupują nośniki na bilbordach, inni na ledowych ekranach, jeszcze inni reklamują się na banerach w miejscach prywatnych. Udało się osiągnąć to, na czym nam zależało, czyli nie ma bałaganu w mieście – mówił Grzegorz Sapiński.
Niestety na kilka dni przed wyborami dwaj kandydaci na parlamentarzystów: Andrzej Wojtyła i Jan Dziedziczak z PiS złamali umowę i rozwiesili swoje plakaty w całym mieście. - Ja jestem politykiem, który wiele lat był w parlamencie i uczestniczyłem w dyskusjach na temat uchwalania Kodeksu wyborczego. Ustawodawca celowo nie dał kompetencji samorządom do podejmowania uchwał czy zarządzeń dotyczących zakazu agitacji wyborczej, by jej nie ograniczać – argumentował swoje postępowanie. Z tym stanowiskiem nie zgadza się Piotr Kościelny, wiceprezydent Kalisza. - Czy Kodeks wyborczy stoi nad bezpieczeństwem mieszkańców? Chętnie zapoznam się z ekspertyzą tak wybitnego prawnika, na którą powołują się panowie, mówiącą, że Miasto nie może zabraniać umieszczania plakatów na swoim terenie, w pasach ruchu czy instalacjach świetlnych. Oczywiście taka ekspertyza do nas nie dotarła – powiedział Kościelny, nie ukrywając rozczarowania tą sytuacją. - Wolałbym żeby obaj panowie, zanim udzielą wypowiedzi dziennikarzom, odpowiedzieli sobie na pytanie, czy w ogóle wystąpili czy to do władz miasta, czy do Zarządu Dróg Miejskich o możliwość umieszczenia tych plakatów.
A zgody zarządcy lub właściciela infrastruktury, m.in. drogowej, na umieszczenie na niej materiałów wyborczych wymaga ten sam Kodeks wyborczy, na który powołuje się nowo wybrany senator. Dlatego nielegalnie umieszczone na znakach plakaty usuwali pracownicy Zarządu Dróg Miejskich. W tej chwili w magazynie ZDM-u znajduje się ponad 900 materiałów wyborczych. Piotr Kościelny, oprócz rozmów z kandydatami, które mają wyjaśnić sytuację, zamierza przekazać im ich własność. Ktoś będzie musiał również zapłacić za zdjęcie i przechowywanie plakatów. - Na pewno nie będzie to Miasto Kalisza – dodał wiceprezydent.
Na temat ewentualnych kar nie chce się jednak wypowiadać. Wiadomo jedynie, że mandaty otrzymają kandydaci, którzy bez zgody wieszali plakaty na przystankach autobusowych, czyli Piotr Kaleta, obecnie poseł PiS. Pozostaje pytanie: czy władze miasta byłyby równie pobłażliwe, gdyby zakaz złamali, ci którzy do parlamentu się nie dostali?
Katarzyna Krzywda, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze