W poprzednim sezonie „Kolejorz” był zmorą kaliskiej drużyny. O ile gorycz porażki u siebie (0:1) była do przełknięcia, o tyle wyjazdowa klęska 0:7 zraniła dumę niebiesko-biało-zielonych. Chęć odwetu była więc silna. – Mówi się do trzech razy sztuka. Wiedzieliśmy, że po tych dwóch porażkach musimy wygrać u siebie i przełamać się w rywalizacji z Lechem. Udało się – komentuje Mateusz Gawlik, defensor KKS-u.
Kaliszanie stanęli na wysokości zadania i pokonali graczy ze stolicy Wielkopolski 2:1. – Najważniejsze były trzy punkty – przyznaje Iwelin Kostow. – Spodziewaliśmy się ciężkiego spotkania, bo Lech gra dobrą piłkę. Cały tydzień przygotowywaliśmy się pod kątem tego przeciwnika, wiedzieliśmy, czego się spodziewać i dlatego zagraliśmy niezły mecz. Chyba jeden z najlepszych w tym sezonie – dodaje bułgarski pomocnik.
W niedzielę KKS wygrał po raz czwarty w tym sezonie ligowym i nie tylko przełamał się w konfrontacjach z Lechem, ale też powetował sobie niepowodzenie z ubiegłego tygodnia. Wtedy przegrał z innymi ekstraklasowymi rezerwami – Pogoni Szczecin. – Tam byliśmy równorzędnym, a może nawet lepszym zespołem, ale przypadkowo stracony gol zadecydował o porażce. Z Lechem przypadku nie było i wygraliśmy zasłużenie – uważa Damian Czech. On sam mógł w niedzielę podpisać listę strzelców, ale uniemożliwił mu to arbiter, który nie uznał bramki po celnym strzale głową stopera trzecioligowca znad Prosny. – Powinniśmy wygrać wyżej, niestety przy mojej sytuacji sędzia pokazał spalonego i bramki nie uznał. To jednak nie jest ważne, najważniejsze, że mamy trzy punkty. Mam nadzieję, że teraz pójdziemy za ciosem, po kolejne zwycięstwa – ocenił Czech.
Podopieczni Piotra Morawskiego liczą, że niedzielny triumf będzie zalążkiem zwycięskiej serii. O wzbogacenie dorobku kaliszanie powalczą w sobotę z KS Chwaszczyno – drużyną, która na swoim boisku notuje w tej rundzie same zwycięstwa.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze