- Już na autostradzie do Gdańska było widać, że na koncert Justina nie jedziemy sami – mówi Tomek z Kalisza. - Na stacjach benzynowych można było usłyszeć rozmowy fanów gwiazdora, a za szybami niektórych aut zobaczyć kartki z napisem „Jedziemy na Justina”. W Gdańsku sytuacja się nasiliła. Miasto, które tętni życiem na co dzień, tym razem dosłownie pękało w szwach; niemalże wszyscy obierali ten sam kierunek – stadion PGE Arena. Dzięki temu przyjezdni fani amerykańskiej gwiazdy trafili na miejsce bez problemu. Wystarczyło ruszyć za tłumem i wsiąść do specjalnie podstawionej kolejki. - Świetna organizacja, do ostatniej chwili można było załapać się na darmową kolejkę z Dworca Głównego pod sam stadion – relacjonuje Mateusz.
Koncert miał rozpocząć się o 21.00. Większość ludzi na wejście na płytę stadionu czekała od kilkunastu godzin. Napięcie rosło z minuty na minutę. Pierwsze dźwięki muzyki, dla której zjechała się cała Polska rozbrzmiały już kilkanaście minut po wyznaczonej porze. - Już wtedy nogi poderwały się do tańca, to były niesamowite emocje, ten wielki hałas, który zrobiła publiczność i telefony, które rozświetliły cały stadion. I przede wszystkim pierwsze dźwięki. Zapamiętam ten koncert na długo – wspomina Kasia z Kalisza.
Niesamowity efekt stworzyły nie tylko światła z telefonów komórkowych. Podczas 3 utworu na cześć gwiazdy 40-tysięczna publiczność podniosła w górę czerwone serca z napisem „We love you Justin”. Gwiazdor nie ukrywał wzruszenia. Kilkakrotnie zwracał się do publiczności, dziękując za cudowną atmosferę. Jedne z fanek, Agnieszce zaśpiewał „Happy Birthday”, gdy przeczytał na jej plakacie, że ma urodziny. Jednak dla najwierniejszych fanów prawdziwym zaskoczeniem było niestandardowe wykonanie jednego z największych przebojów. „My love” połączone z muzyką Chopina. – Coś niesamowitego! – opowiada Dominika. Plus efekty specjalne na najwyższym poziomie, gra świateł, 70-osobowa ekipa i sam Justin – ten koncert zwyczajnie nie mógł się nie udać.
Ewelina Samulak
Napisz komentarz
Komentarze