A trafiła do niej w 2003 roku. Pani Karina wypatrzyła ją na ul. Górnośląskiej. - Praca wre, kiedy nagle do salonu fryzjerskiego wbiega córka szefowej i mówi, że jakieś okrutne dzieciaki znęcają się nad kundelkiem. Ścisnęło mi serce, ponieważ po 12 latach w moim domu rodzinnym odszedł kundelek o imieniu Pusia – wspomina czytelniczka portalu Karina. - Poprosiłam, by dziewczyna przyprowadziła psa do salonu i z szefową ustaliłyśmy, że będzie to piesek salonowy, dopóki nie udobrucham mamy. Najpierw zabierałam go tylko na noc, w końcu musiałam się przyznać mamie, że ten piesek oficjalnie już jest mój.
Uciekała i wracała. Do czasu…
Piksa od początku nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Wielokrotnie uciekała z Kruczej na Górnośląską. - Wielokrotnie wypatrzyłam ją podczas pracy z witryn okiennych i za pozwoleniem szefowej zawsze po nią biegłam, ponieważ ona nie potrafiła się bezpiecznie poruszać po ulicach. Taki był już jej urok: wiała i odnajdywała się. Co ja się jej w życiu naszukałam… - wspomina właścicielka.
Raz tata Kariny przyprowadził ją ze schroniska. Mama spod kościoła. Powrotom zawsze towarzyszyła euforia – po jednej i drugiej stronie. - Mam dwie siostry, wszystkie mamy dzieci i Piksa od początków ich życia była z nimi. Stała się psem rodzinnym – opowiada Karina. - Aż koniec końców, w 2010 roku, uciekła mojemu tacie. Ze względu na małe dziecko siły poszukiwań były ograniczone, już nie byłam w stanie szukać jej po nocach jak za panieńskich czasów, choć rodzice szukali z całych sił. Niestety nie dali rady, a później zmienili adres zamieszkania. Być może Piksa wróciła, ale już ich nie znalazła. Był płacz, smutek, i żal.
Schorowana, zraniona, ale szczęśliwa
Karina niedawno straciła tatę. Uznała, że najlepszym lekiem na depresję i rozpacz mamy będzie piesek, którym mogłaby się zająć. Zaczęła przeglądać stronę wolontariuszek schroniska.
Tam natrafiła na filmik zamieszczony kilka tygodni temu przez jedną z wolontariuszek. – Moją uwagę przykuł płaczący pies. Tak płakał, że słyszałam go na ulicy – napisała autorka nagrania, Katarzyna. Pani Karina rozpoznała na filmie zaginioną przed laty Piksę!- Jak pojechałam do schroniska miałam pół życia przed oczami i oczy pełne łez. A piesek tak zaniedbany… – wspomina ten dzień właścicielka suczki.
Jak on płacze:( Czyja zguba?Może ktoś go rozpoznaje?
Opublikowany przez Schronisko dla Zwierząt w Kaliszu - strona wolontariatu Czwartek, 31 maja 2018
Dziś Piksa jest już w rodzinnym domu. - Piesek jest wystraszony, ma zranione serce, ale ma się bardzo dobrze. Mama dba o nią jak o dziecko, które wróciło do domu rodzinnego – mówi Karina. - Ten piesek sam tylko wie, ile miał domów i co przeszedł, prawdopodobnie kiedyś do niego strzelano. Po tylu latach nadal jest łagodna, mimo przykrych przejść.
Jak podkreślają pani Karina i wolontariusze, ta historia napawa nadzieją i pozwala wierzyć, że wszystkie zaginione zwierzaki mają szansę wrócić do domu. Dlatego zachęcają do odwiedzania swojej strony na Facebooku, ale też kaliskiego przytuliska. Jeśli nie znajdziedzie tam swoich zwierzaków, może innym zechcecie dać kochający dom?
MIK, fot. arch. pryw. czytelniczki portalu Kariny, wideo: Schronisko dla Zwierząt w Kaliszu - strona wolontariatu
Napisz komentarz
Komentarze