Do kaliskiego Ratusza może wejść każdy. Nie ma żadnych bramek, barier, kontroli. Strażnik miejski który w holu Ratusza pełni dyżur zapewnia, że uważnie przygląda się tym co wchodzą, ale zatrzymać, czy zrewidować nikogo nie może.
Kaliski urząd miejski codziennie odwiedza kilka tysięcy osób. Sprawdzenie intencji wszystkich petentów jest praktycznie niemożliwe, a przez osiem godzin dziennie obsługiwać trzeba wszystkich. Frontem do obywatela.
- Jesteśmy otwarci, nie obowiązują nas żadne przepustki, to miejsce użyteczności publicznej i tu ludzie przychodzą załatwić różne sprawy. Trudno to ograniczyć w jakiś sposób, no ale z drugiej strony jesteśmy zobowiązani zabezpieczyć funkcjonowanie urzędu – wyjaśnia Stefan Kłobucki, sekretarz miasta.
Bezpieczne funkcjonowanie ma zapewnić między innymi monitoring w urzędzie. Kamery śledzą każdy ruch interesantów. Czasami to nie wystarczy i spory trzeba rozwiązywać osobiście, oczywiście dyplomatycznie. Od drobnej wymiany słów do rękoczynów jeszcze daleko, ale i do takich sytuacji dochodzi. Dwa dni temu w tym pokoju w wydziale spraw społecznych i mieszkaniowych doszło do ataku na urzędniczkę. Dwudziestoczterolatek, pod pretekstem załatwienia sprawy urzędowej, wszedł do jednego z pokoi Wydziału Spraw Społecznych i Mieszkaniowych. Po krótkiej rozmowie rzucił się na dwudziestoczteroletnią urzędniczkę i zaczął ją dusić. Kobieta krzykiem spłoszyła napastnika. Kaliszanin, po krótkiej ucieczce, wpadł w ręce strażników miejskich. Zaatakowanej urzędniczce nic poważnego się nie stało, ale bardzo źle zniosła całą sytuację.
- Wczoraj była w pracy, ale się czuła nieszczególnie. Od dzisiaj jest na zwolnieniu lekarskim. W każdym razie dzisiaj jej w pracy nie ma, jest to młoda dziewczyna, było to dla niej traumatyczne przeżycie - Janusz Sibiński z Wydziału Spraw Społecznych i Mieszkaniowych UM w Kaliszu.
Napastnikowi nie poszłoby tak łatwo dwa piętra wyżej w tym samym urzędzie. W Wydziale Rozbudowy i Inwestycji pracuje Monika Hoffman. Siedem lat temu razem z koleżankami z urzędu przeszła kurs samoobrony.
- Nie tylko w pracy, ale i po pracy, na ulicach różne rzeczy mogą się dziać, także jak najbardziej są to umiejętności przydatne – zapewnia Monika Hoffman.
Urzędniczki uczyły się nawet strzelać z broni śrutowej, ale zainteresowanie dobrowolnym, bezpłatnym kursem było małe. Z 400 osób zatrudnionych w urzędzie na naukę samoobrony zdecydowało się tylko kilkanaście kobiet.
- To był pierwszy kurs, nikt nie wiedział jak to wyjdzie, jak to będzie wyglądało. Aczkolwiek nie była to frekwencja aż taka tragiczna. W urzędzie pracuje dużo też starszych osób i nie każdy się nadaje na takie fizyczne ćwiczenia – dodaje Monika Hoffman.
Kolejnych kursów samoobrony urzędnicy w najbliższym czasie nie planują. Na razie, na przykład pracownicy Biura Obsługi Interesanta, przechodzą obowiązkowe kursy podwyższania zdolności interpersonalnych - by słowem łagodzić nerwowe sytuacje. Metoda wydaje się skuteczna, bo aż 80% kaliszan w specjalnej ankiecie przychylnie wypowiedziało się o pracy urzędników.
MS, AW, zdjęcia autor, arch.
Napisz komentarz
Komentarze