Pan Czesław ma lat 76, ale wciąż pamięta relacje swego nieżyjącego od pół wieku ojca – Ludwika, który uradowany odzyskaniem niepodległości kraju zgłosił się do odbudowującego się po I wojnie wojska polskiego. Zaciąg był ochotniczy, prowadzony przez poszczególne okręgi wojskowe. Widoczny na zdjęciu Ludwik Tyżyk miał wtedy 18 lat. „Były odezwy, były punkty werbunkowe w mniejszych i większych miastach i ojciec zgłosił się do takiego punktu. Dostał skierowanie do 2. pułku legionów, który się formował w Lublinie, a drugi batalion bodajże w Warszawie” – wspomina syn legionisty.
Zwerbowanych ochotników wstępnie przeszkalano, następnie tworzono pododdziały do szczebla batalionu i kierowano na front. Ludwik Tyżyk trafił na Ukrainę. Brał udział w odsieczy Lwowa, wspierając o kilka lat młodszych uczniów tamtejszych szkół znanych jako Orlęta Lwowskie. W trakcie ofensywy dosięgły go kule, raniąc prawą pierś i rękę. „Upadł, a to był styczeń. Jak się ocknął, było ciemno, nikogo w pobliżu nie było. Myślał, że to już koniec jego życia. Pomodlił się i żal mu było, ale powiedział: trudno” – opowiada pan Czesław. Po pewnym czasie rannego Tyżyka odnaleźli koledzy. Z kulą tkwiącą w ręce przeżył najpierw podróż konną furmanką do oddalonego o 80 kilometrów Lwowa, a potem – zakwalifikowany jako ciężki przypadek – pociągiem do Krakowa. Przeżył cudem.
W polskim szpitalu pooperacyjna rehabilitacja trwała 8 miesięcy. Po jej zakończeniu wrócił na front, ale już jako żołnierz 8. pułku, by w 1921 roku przejść do cywila. Kombatantem był jedynie przed II wojną. „Po wojnie to się o tym nie mówiło. To było prawie że zakazane mówić o wojnie z bolszewikami. To był temat trudny. Ojciec się nie chwalił, bo to było nawet niebezpieczne” – wspomina syn. Ludwik Tyżyk o swym udziale w wojnie polsko-ukraińskiej i polsko-bolszewickiej opowiadał zatem jedynie swojemu synowi i nie przyjął statusu kombatanta, nawet w latach 60. gdy Związek Bojowników o Wolność i Demokrację, podporządkowany PZPR, sam się do niego zgłosił. Zmarł w roku 1968 i pochowany został na Cmentarzu Miejskim.
R. Kuciński, zdj. autor
Napisz komentarz
Komentarze