Mężczyzna nie był właścicielem psa. Pędzla, bo tak miał na imię czworonóg, adoptowała w kwietniu 2018 roku mieszkanka jednej z podostrowskich miejscowości i zostawiła swoim rodzicom pod opieką. To od nich dowiedziała się, że jej pupil został zabity. Sprawca dodatkowo odciął zwierzęciu głowę, a korpus zakopał w ogrodzie.
Najpierw się przyznał, przed sądem zmienił zdanie
Tuż po zatrzymaniu Robert G. przyznał się do zabicia zwierzęcia. Kiedy stanął przed sądem odmówił składania zeznań. Powiedział, że zrobi to w momencie, kiedy usłyszy, co ma do powiedzenia właścicielka kundelka. Kiedy taki dzień nadszedł mężczyzna zmienił zdanie. – Przyznaję się, że tam byłem, ale tego czynu nie popełniłem – powiedział w piątek, 15 marca na sali rozpraw. – Zajechaliśmy w trzech i pani poprosiła, czy byśmy nie pozbyli się psa. Jak zapytałem, którego to powiedziała, że nam pokaże, bo jest w mieszkaniu. On na pewno nie żył. Włożyliśmy psa do worka, za stodółką był wykopany mały dół i tam go wrzuciliśmy. I chcę zaznaczyć, że pies był cały.
Ukradł porsche i rozbił je na płocie
Skąd ta zmiana frontu? Robert G. był poszukiwany przez policję za inne przewinienie i dziś twierdzi, że przyznał się do zabicia psa, bo było mu wszystko jedno. Mieszkaniec Zamościa w powiecie ostrowskim jest dobrze znany także kaliskim stróżom prawa. W maju 2018 roku, będąc pracownikiem jednej z kaliskich myjni, ukradł należące do klienta porsche 911 i wybrał się nim na przejażdżkę, w trakcie której próbował zatankować „na krechę”, a ostatecznie zakończył podróż na płocie w Grabowie nad Prosną. Więcej o tej sprawie pisaliśmy tutaj. Obecnie odbywa karę pozbawienia wolności za wcześniejsze występki.
Wiedział, co robi
W lutym br. został złożony wniosek o opinię biegłego odnośnie poczytalności Roberta G. w momencie zabójstwa psa. Psychiatra stwierdził, że 31-latek w sierpniu ubiegłego roku doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co robi. Wyrok w sprawie brutalnego morderstwa zwierzęcia i jego poćwiartowania jeszcze nie zapadł. Sąd postanowił, by w sprawie wypowiedział się także biegły weterynarz. Robertowi G. grozi 5 lat pozbawienia wolności.
AW, MIK, fot. BZO, arch.
Napisz komentarz
Komentarze