czwartek, 3 października 2024 11:07
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Dzwonili zapytać o stan zdrowia mamy. „Przecież ona nie żyje już od wczoraj!” Fatalna pomyłka w szpitalu w Wolicy

Pomyłka, głupi żart i niestosowanie się do procedur – fatalny zbieg okoliczności sprawił, że rodzinę chorej na Covid-19 kaliszanki spotkała bardzo przykra sytuacja. Pani Stanisława zmarła w szpitalu w Wolicy. Rodzina seniorki o jej śmierci dowiedziała się przypadkiem, gdy dzwoniła zapytać o jej stan zdrowia…
Dzwonili zapytać o stan zdrowia mamy. „Przecież ona nie żyje już od wczoraj!” Fatalna pomyłka w szpitalu w Wolicy

92-letnia kaliszanka, pani Stanisława od 1,5 roku przebywała w Domu Seniora „Bursztynowe Zacisze” w Liskowie. Miała bardzo duże problemy z pamięcią. Bliscy nie mogli zostawić ją samą w mieszkaniu, a wszyscy pracują.

„Płuca są czyste”

30 kwietnia w placówce w Liskowie potwierdzono zakażenie koronawirusem u 14 członków personelu, a kilka dni później u 43 pensjonariuszy placówki. Wśród nich była Pani Stanisława. Wraz z kilkoma seniorami we wtorek, 5 maja trafiła do szpitala jednoimiennego w Wolicy. – Nie miała jakiś dużych objawów, ale doszło u mamy do odwodnienia i Lisków zdecydował, że lepiej jak będzie hospitalizowana w Wolicy. Tam mieli podłączyć ją do kroplówki – mówi nam Agnieszka, córka pani Stanisławy.

O stanie zdrowia pacjentów szpitala jednoimiennego w Wolicy można dowiedzieć się tylko telefonicznie. Odwiedziny są rzecz jasna zakazane. – Dodzwonienie się tam było bardzo utrudnione. Trzeba było próbować po kilkanaście razy. Byliśmy wiele razy odsyłani. W czwartek 7 maja udało nam się w końcu porozmawiać z panią doktor. Powiedziała nam, że płuca są czyste, temperatury mama nie ma. Jest w stanie ogólnym dobrym, tylko że z nerkami jest problem. I kazała dzwonić w poniedziałek  – opowiada Agnieszka.

Śmierć nad ranem

W weekend stan zdrowia pani Stanisławy pogorszył się. W poniedziałek, 11 maja nad ranem zmarła. Zgon stwierdzono o 4:30. W akcie zgonu jako pierwszą przyczynę śmierci wpisano niewydolność oddechową, następnie niewydolność nerek i Covid-19. Jak przekazuje nam rodzina zmarłej, 92-latki nie ujęto w statystykach ofiar śmiertelnych koronawirusa. Uznano, że do jej zgonu doprowadziły choroby współistniejące.

35 godzin

W poniedziałek rodzina pani Stanisławy, znowu po wielu próbach, dodzwoniła się do pielęgniarki, która powiedziała im, że obecnie nie ma pani doktor. – Podaliśmy nazwisko mamy i nikt nam nic nie powiedział, a przecież ona już wtedy nie żyła. Pielęgniarka kazała nam dzwonić we wtorek – opowiada Agnieszka.

We wtorek bliskim pani Stanisławy udało się dodzwonić do szpitala dopiero po południu, około 15:00, czyli około 1,5 doby po jej śmierci.  – Jak się w końcu dodzwoniliśmy, zapytaliśmy o stan zdrowia mamy. Pani doktor była bardzo zdziwiona, z pretensjami zaczęła mówić, że kim my w ogóle jesteśmy i o co chodzi, bo dzień wcześniej rodzina pacjentki była poinformowana o jej zgonie – opowiada córka 92-latki. – Byliśmy w szoku. Myśleliśmy, że myli nas z kimś innym, bo przecież nikt do nas nie dzwonił. To było koszmarne. Dzwonimy zapytać się o stan mamy, a dowiadujemy się, że ona już od ponad 30 godzin nie żyje  – wspomina Agnieszka.

Pomylona jedna cyfra

Szpital wyjaśnia, że powodem tej przykrej sytuacji była pomylona jedna cyfra numeru telefonu przekazanego przez Dom Seniora w Liskowie Wolicy. - Kobieta zmarła o 4.30. Doktor dyżurny zgodnie z procedurami niezwłocznie musi powiadomić rodzinę. W dokumentacji przekazanej przez DS w Liskowie załączony był nr komórkowy, na który zadzwoniła doktor przed godziną 5:00 rano, jak wyszła od pacjentki ze strefy czerwonej. Odebrał mężczyzna, którego poinformowano o zgonie i zapytano, czy zgadza się na obsługę zakładu pogrzebowego wskazanego dla pacjentów z Covid-19. Wówczas były takie procedury, że w ciągu 2 godzin zakład do tego wybrany musi odebrać zwłoki ze szpitala. Mężczyzna powiedział, że rozumie wszystko i się zgadza – przekazuje nam Wioletta Przybylska, rzecznik prasowy szpitala w Wolicy.

Firma zabrała ciało do zakładu pogrzebowego i dostała telefon do kontaktu z rodziną, by domówić  sprawy pochówku. - Następnego dnia o godzinie 15:00 zadzwoniła do szpitala rodzina kobiety zapytać o jej stan zdrowia. Odebrała ta sama lekarka, która dzień wcześniej rozmawiała w sprawie jej śmierci. Wyjaśniła, że już dzień wcześniej informowała o śmierci 92-latki. Wówczas okazało się, że mężczyzna z poprzedniej rozmowy musiał sobie zrobić żarty, nie był rodziną, więc doktor zadzwoniła do Liskowa w sprawie numeru telefonu. Wtedy okazało się, że jedna cyfra w numerze jest pomylona. Ponownie zadzwoniła do rodziny i wyjaśniła sytuację, skontaktowała też rodzinę z zakładem pogrzebowym. Okazało się, że zakład nie może się również skontaktować z nikim pod podanym numerem telefonu. Po godzinie 15.00 o sprawie dowiedział się dyrektor szpitala, który zadzwonił na policję, żeby zapytać czy ma zgłosić taką sprawę. Poinformowano go, że sprawa nie kwalifikuje się na czyn przestępczy, bo to nie było celowe przestępstwo, trzeba się zastanowić czy nie złamano przepisów RODO. Wyjaśniono, że przez telefon nie mówiono nazwiska zmarłej. Na tym sprawa się zakończyła – odpowiada nam rzecznik prasowy szpitala.

 „Żeby nikogo to więcej nie spotkało”

Bliscy pani Stanisławy rozumieją, że personel Wolicy został postawiony przed trudnym wyzwaniem, ma prawo być przemęczony, ale uważają, że w ich sprawie zabrakło stosowania się do prostych procedur. - Powiadomili jakiegoś mężczyznę, choć mieli namiar na kobietę. Nie podali nazwiska pacjentki, a i odbierający telefon i lekarka mieli wiedzieć, o kim mowa. To w jaki sposób stwierdzili, że mówią o właściwym pacjencie?  Poza tym pod numer, na który powołuje się szpital, mimo wielu prób nie udało nam się dodzwonić - numer jest nieaktywny. Podsumowując: podobno był powiadomiony ktoś, nie wiadomo kto, o śmierci kogoś, nie wiadomo kogo – mówi Agnieszka.

Do pomyłki cyfry numeru telefonu musiało dojść podczas przekazywania numeru Wolicy, bo jak zaznacza pani Agnieszka, w Liskowie nigdy nie było problemu, by się do niej dodzwonić.

Lekarka przeprosiła rodzinę pani Stanisławy za tę sytuację. Bliscy zmarłej napisali w tej sprawie do dyrekcji szpitala w Wolicy. Nikt im do dzisiaj nie odpisał. Dlatego postanowili nagłośnić temat, by uczulić wszystkich, którzy w swoim zawodzie mają wpisane powiadamianie o czyjejś śmierci, by wykonywali to uważnie i zgodnie z przepisami. – Powinno to wyglądać tak, że lekarz dzwoniący w sprawie śmierci po pierwsze powinien zapytać, czy rozmawia z tą i tą osobą, wpisaną w dokumentację jako osoba do kontaktu. Skoro u nas była wpisana kobieta, a szpital podaje, że odebrał mężczyzna, to lekarz nie powinien chyba przekazywać mu takiej wiadomości. Gdyby nie nasz upór, nie wiadomo kiedy byśmy się dowiedzieli o śmierci mamy, a ostatecznie poszukiwałaby nas policja. Przeżyliśmy horror, a mama została potraktowana gorzej niż bezdomna. Nic od szpitala nie chcemy, tylko tyle, by nikogo to więcej nie spotkało – mówi nam Agnieszka.

Bez ostatniego pożegnania

Ciało pani Stanisławy zabrał zakład pogrzebowy, który zajmuje się zmarłymi z Covid-19. Pracownik zakładu również dzwonił pod numer wskazany do kontaktu z rodziną. – Nikt nie odbierał. Pracownicy firmy pogrzebowej zastanawiali się już, czy nie zawiadomić policji, by ta zajęła się poszukiwaniem rodziny 92-latki. Najgorsze, że o mało co nie doszło do kremacji. Zakład już się nad tym zastanawiał, bo gdyby długo trwało ustalanie rodziny, to łatwiej byłoby im przechowywać prochy niż ciało, bo firmie brakowało już miejsca. A mama zawsze podkreślała, że nie chce być skremowana – mówi Agnieszka.

Bliscy pani Stanisławy nie mogli zobaczyć ciała matki. Takie są przepisy. Ciała zmarłych na Covid-19 przechowywane są w zamkniętych, odkażonych trumnach. Rodziny nie mają żadnej szansy na ostatnie pożegnanie. – Zaczęliśmy się już zastanawiać czy na pewno pochowaliśmy naszą mamę, bo skoro pomylono numery i nie poinformowano nas, tak jak należy o śmierci mamy, to czy nie doszło do kolejnej pomyłki? – zastanawiają się bliscy zmarłej.

Agnieszka Gierz, fot. archiwum, pixabay

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
zachmurzenie duże

Temperatura: 10°CMiasto: Kalisz

Ciśnienie: 1010 hPa
Wiatr: 14 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
OPERATOR MASZYN (tokarz, szlifierz, frezer) OPERATOR MASZYN (tokarz, szlifierz, frezer) Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego "PZL-KALISZ" S.A. zatrudni pracownika na stanowisko: OPERATOR MASZYN (tokarz, szlifierz, frezer) Do zadań pracownika będzie należeć: Realizacja zadań zgodnie z dokumentacją techniczną Obsługa obrabiarek skrawających Kontrola detali przy użyciu narzędzi pomiarowych Przestrzeganie procedur jakościowych i zasad BHP Od kandydatów oczekujemy: Wykształcenie techniczne Umiejętność pracy z dokumentacją techniczną Praktyczna znajomość przyrządów i metod pomiarowych Znajomość podstaw obróbki skrawaniem Mile widziane doświadczenie na podobnym stanowisku Nastawienie na wysoką jakość pracy Gotowość do pracy zmianowej W zamian oferujemy: Wdrożenie do pracy Stabilne zatrudnienie na podstawie umowy o pracę Długoterminowe perspektywy Satysfakcjonującą pracę w przyjaznej atmosferze Pakiet socjalny Rodzaj umowy o pracę: umowa o pracę Aplikację można składać osobiście w siedzibie firmy: WSK "PZL-KALISZ" S.A. ul. Częstochowska 140, 62-800 Kalisz lub przesłać na e-mail: [email protected] W aplikacji prosimy o umieszczenie klauzuli: Na podstawie art. 7 ust. 1 Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (Oz. Urz. UE.L Nr 119, str. 1), dalej "ROOD": oświadczam, iż wyrażam zgodę na przetwarzanie przez Wytwórnię Sprzętu Komunikacyjnego"PZL-KALISZ" S.A. z siedzibą w Kaliszu (62-800) przy ul. Częstochowskiej 140, zwaną dalej WSK "PZL-KALISZ" S.A., moich danych osobowych zawartych w aplikacji w celu rekrutacji na stanowisko: PRACOWNIK PRODUKCYJNY