W odpowiedzi na niespodziewanie odwołane imprezy, tydzień temu pod klubem pojawiły się znicze. Dzisiaj zniczy już nie ma. Nie ma także klubu, bo Uniwersytet im. Adama Mickiewicza zdecydował, że Romualdowi Bartosikowi, który „Pod Muzami” prowadził przez długie lata, należy podziękować wcześniej, niż zapowiadano. Lokal zamknięto oficjalnie już 17 marca. Sam Bartosik nie ukrywa rozgoryczenia. - Włożyliśmy w ten klub dużo pieniędzy, czasu, serca. Remontowaliśmy go od podstaw, bo tam na początku była ruina – mówi w rozmowie z portalem faktykaliskie.pl. – W weekend widziałem znicze, ale tu już nic więcej nie można zrobić.
Klub zamknięto dwa tygodnie przed zapowiadanym terminem. W środku nie ma już nawet baru
Równie niespodziewanie władze uczelni unieważniły przetarg na prowadzenie klubu. Zainteresowanie jego prowadzeniem było znikome, by nie powiedzieć żadne, ale pojawiła się jedna oferta. - W związku z przetargiem na stołówkę oraz lokal, została złożona jedna oferta – poinformowała portal fakty kaliskie.pl Dominika Narożna, Rzecznik prasowy UAM w Poznaniu. - - Przetarg został jednak unieważniony (bez wskazania przyczyn - UAM, tak jak inne podmioty ma do tego prawo). W związku z powyższym zostanie ogłoszony kolejny przetarg, tym razem na bufet, stołówkę oraz lokal.
Tymczasem kaliszanie już „pogrzebali” klub. Na Facebooku pojawił się fanpage o wymownej nazwie „Kalisz 1257-2015. Akcja stawiamy znicze”. Autorzy strony przy okazji zamknięcia klubu ogłaszają śmierć miasta: „Jesteśmy świadkami śmierci klubu studenckiego "Pod Muzami". Pomimo wielu prób reanimacji klub odszedł wraz z ostatkami kultury muzycznej naszego miasta. Miasto nie umiera... Nasze miasto właśnie zmarło”.
Chciałoby się rzec – ciszej nad tą trumną, ale my i tak pytamy, czy rzeczywiście w Kaliszu jedyne udane imprezy ostatnio to stypy. - Wszystkie miejsca, gdzie można byłoby miło spędzić czas, upadają. Nie wiem dlaczego tak jest – powiedziała nam młoda dziewczyna. - Powinni otwierać, nie zamykać co chwilę jakieś kluby. Kalisz jest pod względem tego bardzo słaby – dodaje młody chłopak. - Większości tych lokali, które były, to po prostu zniknęły. Nie wiem czemu, bo jest tu jeszcze trochę młodzieży, ale i tak wszystko, co fajne – ucieka z tego miasta.
Żałobników na fanpejdżu „martwego miasta” przybywa. Zmarłego opłakuje już ponad pięćset osób. Takiej frekwencji dawno nie widziano na żadnej imprezie w mieście. - Tak naprawdę wyjście na imprezę, do klubów nawet w okolice ratusza wiąże się z tym, że spotyka się pusty klub – podsumowuje sytuację jeden z kaliskich studentów.
Organizowany przez Damiana Pyrka Festiwal Kaliskich Kapel miał być ostatnią imprezą "Pod Muzami". Został przeniesiony do restauracji KTW
I tutaj także leży pies… pogrzebany. Organizowany przez Damiana Pyrka Festiwal Kaliskich Kapel jest jedną z tych imprez, które od pięciu lat szczęśliwie przyciągają dużą publiczność. Nie zawsze jednak tak jest, mówi Damian Pyrek i dodaje, że przyczyn, dla których klub się zamyka, jest wiele. - To nie jest tak, że klub został zamknięty, bo jest zły klimat w Kaliszu, bo władze miasta nie wspierają. Po części tak, ale jest też prawo rynku. Klub po prostu się zamyka, kiedy za dużo ludzi do niego nie przychodzi – podkreśla Damian Pyrek. Ludzie nie przychodzą, więc i grać nie ma dla kogo – chyba że marsz pogrzebowy pod ten grobowy nastrój. Festiwal Kaliskich Kapel miał być ostatnią imprezą organizowaną w klubie „Pod Muzami”. Nie będzie, bo lokal zamknięto kilka dni wcześniej, ale wynikające z tego pogłoski o śmierci miasta są mocno przesadzone, bo imprez, między innymi koncertów, w Kaliszu nie brakuje – tylko w ten weekend odbędzie się ich sześć. Sam festiwal kapel przeniesiono do pobliskiej restauracji KTW – serce więc jeszcze nie przestało bić, mogło co najwyżej nieco zwolnić.
Mirosława Zybura, Katarzyna Krzywda
Napisz komentarz
Komentarze