Droga niezgody
Z jednej strony domy, z drugiej sklep – pomiędzy teren służący mieszkańcom za drogę dojazdową do swoich posesji. Teraz okazuje się, że z tej drogi nie mają prawa korzystać, bo to nie ich własność. - Nie wiem czy my mamy fruwać, bo wg nowej granicy mamy po metrze czy półtora tylko dojścia do domu. Każdy z nas jest tu po 30 lat i nagle się okazuje, że nie mamy dojścia do domu – mówi Mirosław Krysiak.
W grudniu minionego roku mieszkańcy dostali pisemne powiadomienia o nowym wytyczeniu granicy działki od biura geodezyjnego na zlecenie właściciela gruntu. Informacja mocno ich zaskoczyła. - My byliśmy święcie przekonani, że jest tak, jak było to w planach w 1993 roku, że 5 metrów od naszych budynków i 5 metrów od Biedronki przebiega wspólna granica. Nasze działki kończą się wraz z murkiem przy schodach naszych domów. Nam miasto zagwarantowało, sprzedając działki, że mamy dojazd do domu, a teraz nagle ma nie być? – pyta zbulwersowany mieszkaniec.
Jak dojedzie do nas straż pożarna czy pogotowie?
Właściciel działki, na którym znajduje się obiekt handlowy, najprawdopodobniej myśli o sprzedaży terenu, skoro postanowił ustalić dokładne jego granice i tak skrupulatnie je zaznaczyć. W piątek rano zaczęto stawiać słupki odgradzające teren, które uniemożliwią korzystanie z drogi dojazdowej. Mieszkańcy wezwali policję, a właściciel działki – ochronę. Funkcjonariusze Komendy nic jednak nie mogli poradzić, bo to skomplikowane kwestie prawne, a spór powinni rozstrzygnąć kompetentne do tego osoby. Specjaliści geodeci muszą sprawdzić, do kogo rzeczywiście należy teren i w jaki sposób zapewnić mieszkańcom bezpieczny dojazd do ich posesji.
Z terenu mają zniknąć zaparkowane przy posesjach samochody. Na drodze ma ponoć zostać założona blokada … na kluczyk, który znajdowałby się w jednym miejscu. - A jeżeli się zapali któryś dom? Jak straż ugasi pożar? Będę szukał klucza, żeby służby mogły wjechać? To jest bezprawie! – mówił jeden z mieszkańców. – A jak pogotowie do nas dojedzie? Trzeba będzie na rękach kogoś wynosić, by uratować mu życie? – dodał drugi z mieszkańców.
Właścicielka terenu nie chciała w ogóle z nami rozmawiać. Mieszkańcy Młynarskiej złożyli do Ratusza protest, licząc na pomoc urzędników. Do sprawy będziemy wracać.
Agnieszka Gierz, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze