Przygodę ze szczypiorniakiem Bartłomiej Jaszka rozpoczął w Ostrowie Wielkopolskim. Stamtąd wypłynął na szerokie wody handballa. Z Zagłębiem Lubin zdobył w 2007 roku mistrzostwo Polski, po czym przez dziewięć sezonów bronił barw czołowego przedstawiciela Bundesligi, Fuechse Berlin. Pożytek z niego miała też reprezentacja Polski, w barwach której rozegrał ponad 150 spotkań i sięgnął w 2009 roku po brąz mistrzostw świata. W imprezach rangi MŚ i ME uczestniczył w sumie siedmiokrotnie. Posmakował również gry podczas Igrzysk Olimpijskich w Pekinie w 2008 roku. Do dziś uznawany jest za jednego z najlepszych środkowych rozgrywających na świecie. Gdy blisko dwa lata temu dokuczliwa kontuzja barku wyhamowała jego świetnie rozwijającą się karierę, wydawało się, że na parkiet już nie wróci. On sam nie zamierzał jednak żegnać się z czynnym uprawianiem piłki ręcznej. W minioną sobotę zaskoczył chyba wszystkich kibiców, pojawiając się w składzie MKS-u Kalisz na derbowy mecz pierwszej ligi z Ostrovią. A mieć takiego gracza w kadrze to prawdziwy skarb. – Niczego nie trzymałem w tajemnicy, bo praktycznie do ostatnich dni przed startem sezonu nie było wiadomo, kiedy będę mógł wrócić do gry. Wszelkie formalności udało się załatwić przed samymi derbami i cieszę się, że mogę wesprzeć zespół z Kalisza – mówi Bartłomiej Jaszka.
Tak naprawdę drużynie znad Prosny towarzyszy już od zeszłego sezonu. Zawodnikom pomagał w treningach, udzielał cennych rad i wskazówek, a z działaczami dzielił się doświadczeniami w sprawach organizacyjnych. Współpraca ta nie miała jednak formalnego charakteru. Gdy już jednak oficjalnie zakończył swoją przygodę z klubem z Berlina, oficjalnie też otworzył nowy rozdział swojej kariery w Kaliszu. Nie tylko jako zawodnik, ale też jako szkoleniowiec. W MKS-ie występuje w podwójnej roli – grającego trenera – i bez wątpienia już na starcie jest największą gwiazdą pierwszoligowych rozgrywek. – Na pewno mam spore doświadczenie, choć w całych rozgrywkach nie brakuje zawodników starszych ode mnie. Ze swojej strony zapewniam, że będę starał się pomóc zespołowi najlepiej, jak tylko potrafię. Najważniejsze jest jednak, żeby to pozostali chłopacy grali jak najczęściej. W meczu z Ostrovią miałem nadzieję, że druga połowa będzie wyglądała tak, jak pierwsza i nie będę musiał praktycznie wychodzić na parkiet. Taka jest jednak piłka ręczna, do tego derby i niczego nie można przewidzieć – oznajmia Jaszka.
Ostrovia to jego macierzysty klub, więc trenerski debiut w starciu przeciwko tej ekipie miał dla niego symboliczny i sentymentalny wymiar. Na parkiecie jednak wszelkie sympatie zostały odłożone na bok. – Było ostro z obu stron, sam kilka razy dostałem w twarz. Trudno. Nie ma co narzekać, tylko po stracie czy faulu trzeba grać dalej – komentuje były kadrowicz. Co do przebiegu spotkania ma mieszane uczucia. – Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu znakomita. W szatni rozmawialiśmy, że na drugą mamy wyjść tak, jakby było 0:0. Gdzieś jednak wkradło się lekkie rozluźnienie, zaczęliśmy grać na chodzonego i nie było takiego tempa, jak w pierwszej części. Przez to traciliśmy proste bramki z kontry, a bramkarze nie mogli utrzymać wysokiej skuteczności w obronie. Pod koniec meczu wyglądało to już trochę lepiej. Najważniejsze, że wygraliśmy – ocenił.
33-latek jest zadowolony z tego, jak jego zawodnicy przepracowali okres przygotowawczy. – Wszystko wyszło planowo. Graliśmy sporo sparingów, bo tylko podczas nich możemy sprawdzić to, co ćwiczymy na treningach. Były wprawdzie mikrourazy, ale to normalne w czasie przygotowań. Tylko się cieszyć, że na inaugurację mogliśmy skorzystać z prawie wszystkich zawodników. Wciąż czekamy na Darka Rośka, który potrzebuje jeszcze czasu, by wrócić do pełni zdrowia, a także na Michała Czerwińskiego – przyznaje Bartłomiej Jaszka. Możliwości zespołu ocenia wysoko i liczy, że powalczy on o czołowe lokaty na zapleczu PGNiG Superligi. – Drużyna jest bardzo dobra, a szansa na zajęcie wysokiego miejsca jest spora. Ważne, byśmy jak najczęściej mogli grać w optymalnym składzie. W piłce ręcznej różnie z tym jednak bywa, dlatego na pewno będziemy zawsze szukać skutecznej recepty spośród graczy, którymi będziemy dysponować w danym momencie – zakończył były reprezentant Polski.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze