Tak naprawdę drużynie znad Prosny towarzyszy już od zeszłego sezonu. Zawodnikom pomagał w treningach, udzielał cennych rad i wskazówek, a z działaczami dzielił się doświadczeniami w sprawach organizacyjnych. Współpraca ta nie miała jednak formalnego charakteru. Gdy już jednak oficjalnie zakończył swoją przygodę z klubem z Berlina, oficjalnie też otworzył nowy rozdział swojej kariery w Kaliszu. Nie tylko jako zawodnik, ale też jako szkoleniowiec. W MKS-ie występuje w podwójnej roli – grającego trenera – i bez wątpienia już na starcie jest największą gwiazdą pierwszoligowych rozgrywek. – Na pewno mam spore doświadczenie, choć w całych rozgrywkach nie brakuje zawodników starszych ode mnie. Ze swojej strony zapewniam, że będę starał się pomóc zespołowi najlepiej, jak tylko potrafię. Najważniejsze jest jednak, żeby to pozostali chłopacy grali jak najczęściej. W meczu z Ostrovią miałem nadzieję, że druga połowa będzie wyglądała tak, jak pierwsza i nie będę musiał praktycznie wychodzić na parkiet. Taka jest jednak piłka ręczna, do tego derby i niczego nie można przewidzieć – oznajmia Jaszka.
Ostrovia to jego macierzysty klub, więc trenerski debiut w starciu przeciwko tej ekipie miał dla niego symboliczny i sentymentalny wymiar. Na parkiecie jednak wszelkie sympatie zostały odłożone na bok. – Było ostro z obu stron, sam kilka razy dostałem w twarz. Trudno. Nie ma co narzekać, tylko po stracie czy faulu trzeba grać dalej – komentuje były kadrowicz. Co do przebiegu spotkania ma mieszane uczucia. – Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu znakomita. W szatni rozmawialiśmy, że na drugą mamy wyjść tak, jakby było 0:0. Gdzieś jednak wkradło się lekkie rozluźnienie, zaczęliśmy grać na chodzonego i nie było takiego tempa, jak w pierwszej części. Przez to traciliśmy proste bramki z kontry, a bramkarze nie mogli utrzymać wysokiej skuteczności w obronie. Pod koniec meczu wyglądało to już trochę lepiej. Najważniejsze, że wygraliśmy – ocenił.
33-latek jest zadowolony z tego, jak jego zawodnicy przepracowali okres przygotowawczy. – Wszystko wyszło planowo. Graliśmy sporo sparingów, bo tylko podczas nich możemy sprawdzić to, co ćwiczymy na treningach. Były wprawdzie mikrourazy, ale to normalne w czasie przygotowań. Tylko się cieszyć, że na inaugurację mogliśmy skorzystać z prawie wszystkich zawodników. Wciąż czekamy na Darka Rośka, który potrzebuje jeszcze czasu, by wrócić do pełni zdrowia, a także na Michała Czerwińskiego – przyznaje Bartłomiej Jaszka. Możliwości zespołu ocenia wysoko i liczy, że powalczy on o czołowe lokaty na zapleczu PGNiG Superligi. – Drużyna jest bardzo dobra, a szansa na zajęcie wysokiego miejsca jest spora. Ważne, byśmy jak najczęściej mogli grać w optymalnym składzie. W piłce ręcznej różnie z tym jednak bywa, dlatego na pewno będziemy zawsze szukać skutecznej recepty spośród graczy, którymi będziemy dysponować w danym momencie – zakończył były reprezentant Polski.
Napisz komentarz
Komentarze