Lechia przeważała w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła i nie miała większych problemów z wywiezieniem pełnej puli. Kaliszanie swoich szans upatrywali w unikaniu własnych błędów, ale tych niestety było zbyt dużo, by w jakikolwiek sposób zagrozić głównemu kandydatowi do awansu.
Jak ciężkie będzie to spotkanie, kaliszanie przekonali się już na samym początku. Lechia zaczęła mecz od prowadzenia 5:0, a potem sukcesywnie powiększała dystans (11:4, 15:7, 18:9), kończąc partię wygraną do 14. Podobne rozstrzygnięcia zapadły w setach nr 2 i 4, choć w nich gospodarze jeszcze w początkowej fazie próbowali nawiązać walkę. W czwartym prowadzili nawet 8:6. Gdy jednak stracili kilka kolejnych oczek nie byli w stanie uratować tych partii. W końcówkach byli zupełnie bezradni. Goście punktowali seryjnie, wygrywając do 14 i 15.
Do pewnego zwycięstwa poprowadził przyjezdnych ich kapitan. Bartłomiej Neroj to dwukrotny mistrz Polski ze Skrą Bełchatów i były mistrz świata juniorów. Swoją klasę pokazał na kaliskim parkiecie. Miejscowym sprawiał problemy nie tylko znakomitymi wystawami do partnerów, często gubiąc blok, ale też trudnym serwisem.
Pocieszeniem, choć marnym, jest dla gospodarzy ugrany set (25:23 w trzeciej odsłonie). Są wprawdzie trzecim zespołem, któremu udało się dokonać tej sztuki w starciu z liderem, jednak nie zmienia to faktu, że kaliszanie ponieśli trzecią z rzędu klęskę, która zepchnęła ich w drugoligowej tabeli na dziewiąte miejsce. W tym roku trudno im się będzie przełamać, bo w ostatnim przed świąteczno-noworoczną przerwą spotkaniu zagrają na wyjeździe z Czarnymi Rząśnia. To wicelider, który jako jedyny ograł w tym sezonie Lechię.
Michał Sobczak
***
Napisz komentarz
Komentarze