Zapowiedź zmian w systemie edukacji od razu zaczęła budzić obawy. Kiedy minister edukacji w czerwcu ubiegłego roku zdradziła harmonogram ich wprowadzania, pojawiły się sprzeciw i protesty. A teraz, kiedy już wiadomo, jak wygląda podstawa programowa, także strach o przyszłość dzieci, które będą według pomysłów PiS kształcone. Według ZNP, które protestuje od miesięcy, mury polskich szkół będą opuszczać osoby mało elastyczne, bez własnego zdania, o zawężonych, dostosowanych do poglądów partii rządzącej, horyzontach. - To będzie absolwent, który nie będzie przystawał do rzeczywistości, którą mamy na początku XXI wieku – mówi Jacek Michalski z kaliskiego oddziału ZNP. - My cofamy się w tej reformie do XIX bądź początków XX wieku. Odchodzimy od tego, co udało nam się wypracować przez ostatnie lata. Równie krytycznie o podstawie wypowiada się Dariusz Grodziński, który przy okazji dodaje, że absurdy PiS, są tak wielkie, że łączą różne ugrupowania.
- Podstawy programowe, które są pod tę „deformę” szykowane będą szkodziły naszym dzieciom jeśli chodzi o ich rozwój i ich umiejętności funkcjonowania w współczesnym świecie. - mówi Dariusz Grodziński.
Przeciwnicy zmian mówią, że nie mają nic przeciwko zmianom podstawy programowej, ale tylko uzasadnionej. Takiej, która oparta jest na konsultacjach i merytoryce oraz pozwalająca rozwijać młodych ludzi. - Polska szkoła powinna być płaszczyzną dialogu, współpracy i opieki. Pseudo reforma minister Zalewskiej jest w tej chwili całkowitym zaprzeczeniem tego, co szkoła powinna dawać uczniowi. Jest wprowadzeniem chaosu, bałaganu i nawet nie wiemy czym mogą skończyć się i jakie konsekwencje mogą za sobą pociągnąć te zmiany - dodaje Paweł Kleczewski z Partii Razem.
Dlatego z inicjatywy rodziców przeciwnych wprowadzanym na szybko, bez konsultacji i merytorycznego przygotowania zmianom, Związek Nauczycielstwa Polskiego, wspierany przez organizacje społeczne oraz partie polityczne, zaczął zbieranie podpisów pod wnioskiem o referendum, które ma pokazać czy reforma jest popierana społecznie, wyjaśnia Barbara Oliwiecka z Nowoczesnej. - Nie ma społecznej zgody na wprowadzane tak chaotycznych i niekorzystnych zmian w systemie edukacji. Jednocześnie mówimy, nie jest za późno na referendum. Ignorowano nasze głosy podczas całego procesu przygotowywania reformy, przeprowadzano pseudo konsultacje, nie było woli dialogu. Dlatego w tej chwili korzystamy z naszego obywatelskiego prawa do sprzeciwu i nasz sprzeciw potrzebuje teraz przybrać formę konkretnej liczby. Liczby podpisów pod referendum, bo jesteśmy przeciwni tej „deformie”. A Grażyna Błasik z KOD dodaje, że bierność to najgorsze, co można zrobić. - Zarówno nasza Konstytucja, pomimo że PiS ją cały czas łamie, ale także przepisy prawa międzynarodowego dają rodzicom prawo do tego żeby decydowali o tym czego i w jaki sposób będą się uczyły ich dzieci. I to od rodziców teraz zależy czy będą przygotowani tylko do walki i obrony państwa polskiego czy będą przygotowani do życia we współczesnym świecie.- mówi Błasik.
ZNP uważa, że w tym momencie wszystko w rękach rodziców, bo na tej reformie stracą przede wszystkim najmłodsi. Żeby złożyć wniosek o referendum potrzebne jest pół miliona podpisów. Te są zbierane do końca lutego, m.in. w siedzibie ZNP, PO i Nowoczesnej. Tam też można pobrać listy, by samemu zbierać podpisy.
AW, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze