Festiwal otworzyła Magda Grudzińska, która do końca sezonu kieruje kaliską sceną. Być może nie najlepsza atmosfera związana z nieprzedłużeniem jej dyrektorskiego kontraktu sprawiła, że żaden z przedstawicieli władz politycznych nie zdecydował się – wzorem poprzednich lat - na publiczny występ inaugurujący Kaliskie Spotkania Teatralne. Tego wieczoru nie zabrakło jednak polityki. Wręcz przeciwnie: pierwszy konkursowy spektakl z Teatru Polskiego w Bydgoszczy zatytułowany „Żony stanu, dziwki rewolucji, a może i uczone białogłowy” czerpał równymi garściami z politycznej historii i politycznej współczesności. Choć na scenie pojawili się i Danton i Robespierre, to jednak była to przede wszystkim okazja do zaprezentowania postaci feministycznej działaczki rewolucji francuskiej, walczącej o prawa kobiet-obywatelek, Theroigne de Mericourt oraz jej „późnych córek”, które mimo upływu tylu lat wciąż muszą walczyć w zasadzie o to samo. „Ten spektakl ma poglądy” (jak powiedziała Weronika Szczawińska, kierowniczka artystyczna kaliskiego teatru podczas pospektaklowego spotkania z twórcami bydgoskiego przedstawienia) i występujący w nim aktorzy też nie ukrywają, że nasycają go własnymi przekonaniami i przeżyciami, zgromadzonymi na przykład podczas ostatnich Czarnych Marszów Kobiet. „Będąc na tym marszu, czułem się zażenowany, że tam jestem, ale nie ze względu na to, że idę z kobietami, tylko że idę w tak elementarnej sprawie. I potem to przeniosłem na spektakl – to wyobrażenie, jaką trzeba być kanalią, żeby doprowadzić do tego, że te kobiety muszą tam iść” - mówił Marcin Zawodziński z Teatru Polskiego z Bydgoszczy, odtwórca roli Dantona. Atmosfera rewolucji opanowała cały teatr, bo aktorskie działania wykraczały daleko poza przestrzeń sceny, a nawet widowni, sięgając placu Bogusławskiego. Pomysł na spektakl zakładał pełne uczestnictwo widzów w tym przedsięwzięciu. „To przedstawienie ma bardo różne przebiegi, w zależności od tego, jaki widz siedzi na widowni, jest to inne przedstawienie” – opowiadała nam Małgorzata Trofimiuk, bydgoska aktorka. „Spotkaliśmy się z bardzo różnymi reakcjami, komentarzami, z wypowiedzeniem całych monologów, z widzami, którzy wtrącali się w akcję i mówili to, co oni myślą w danym momencie, więc to dla nas, aktorek i aktorów, jest bardzo ciekawe przedstawienie”.
To był dobry, mocny początek festiwalu, którego program jest na tyle zróżnicowany, że finałowa konieczność porównania, który z aktorów był/będzie lepszy graniczy z cudem. „Jako widz chcę być przez żywioł spektaklu porwany, ale jednocześnie jako juror być świadomym tego, co mnie porywa. To może być emocjonalne lub intelektualnie chłodne” – powiedział nam jeden z jurorów, Bogusław Kierc, aktor, reżyser i pedagog. „Ciekawy jestem tego, co niesie ze sobą każde wyjątkowe przedstawienie, takie, jakie ono jest, do czego ono mnie również skłania, co każe mi we mnie pozmieniać czy w czym mnie utwierdzić”. Po raz kolejny konkursowe spektakle oceniało będzie, i swą nagrodę przyzna, wybrane wcześniej społeczne jury. Wśród pięciu miłośników teatru są: licealistka, polonistka, coach, przewodniczący rady osiedla i wykładowca akademicki. „Mamy troszkę odmienne zapatrywania na teatr, co akurat jest dobre” - powiedział Bartosz Kowalczyk, członek jury społecznego, literaturoznawca i wykładowca WPA UAM. „Podobno jest tak, że jury społeczne bardzo mocno się kłóci w ostatnim dniu festiwalu. Zobaczymy, jak będzie. Mam nadzieję, że aż tak bardzo kłócić się nie będziemy”.
Ale artystycznych okazji do ostrej, choć intelektualnej, wymiany zdań może być sporo, bo przed nami jeszcze niejeden kontrowersyjny spektakl. Na trwających do soboty Kaliskich Spotkaniach Teatralnych pokazywane są m.in. „Wszystko o mojej matce” z Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie, „Robert Robur” z TR Warszawa czy „Krzywicka/krew” z Teatru w Legnicy.
R. Kuciński zdj. teatr, A. Walczak, A. Bogacz
Napisz komentarz
Komentarze