Bez względu na mecz i grę. Bez względu na wynik. Kibice Energa MKS Kalisz dopingują szczypiornistów z równym zaangażowaniem.
Najgłośniejsi to oczywiście członkowie klubu kibica. Mają swoje hasła, maja swoje piosenki. Te w czasie meczów w kaliskiej Arenie szybko przejmują pozostali kibice, mówi Kacper Sobański z Klubu Kibica. - Tak naprawdę cała hala z nami kibicuje. Cała hala bawi się podczas meczu, to nie jest tylko sektor, który kibicuje, ale po prostu cała hala.
Klub kibica rozrasta się z meczu na mecz. Od kilku zapalonych miłośników szczypiorniaka, którzy drużynie towarzyszą od lat, do nowych, którzy dopiero przy okazji gry w Superlidze połknęli bakcyla. - Kibice z Klubu Kibica to ludzie, którzy kochają ten sport, kochają ten klub i dla niego na każdym meczu zdzieramy gardła – zapewnia Michał Werbiński. - Zresztą nie tylko my. Pozostałe osoby, które przychodzą na mecze, dołączają do nas to ludzie, którzy zapalili się piłka ręczną, którzy zobaczyli, że to wspaniały sport, że to wspaniałe emocje. To, co dzieje w kaliskiej Arenie to coś wspaniałego.
Kibicują starsi i młodsi. Najstarszy fan – członek oficjalnego fanklubu kaliskich ręcznych - to Lucjan. Ma ponad 70 lat. Najmłodsi jeszcze nie potrafią mówić i przyjeżdżają w wózkach. Tak jak Stasiu, którego mama jest sędzią w rozgrywkach piłki ręcznej, a tata fanem tego sportu. Połączyła ich pasja, którą teraz zaszczepiają w synu, bo mecze w Kaliszu to rodzinne emocje. - U nas kibicowanie nie jest wulgarne – zachęca do przychodzenia całymi rodzinami Tomasz. - Przede wszystkim całe rodziny mogą przychodzić na mecze i dobrze się bawić. Dlatego jest taka atmosfera w Kaliszu. Na innych halach jest różnie
Kibice to siła kaliskiej drużyny. I dodatkowy zawodnik, powtarza z przekonaniem Paweł Rusek, trener Energa MKS Kalisz. – Taka publika jak w Kaliszu, sami państwo widzicie - około 2,5 tysiąca widzów na każdym meczu - to jest coś niesamowitego. Jeździmy i mamy porównanie. Nie ma w żadnym mieście takiego dopingu i tylu kibiców. Pełen szacun.
Podobnie mówią zawodnicy. - Nie spodziewaliśmy się aż takiej frekwencji – mówi z uśmiechem rozgrywający Kamil Adamski. - Nasza hala jest wykorzystana w stu procentach. Tak jak w pierwszej lidze nie były to wielkie frekwencje, tak w ekstraklasie bardzo przyjemnie się gra przy takim dopingu. Nie dość, że kibice przychodzą, wypełniają te halę to jeszcze żyją nami i meczami. I z wielką przyjemnością się wtedy gra.
Słowa Pawła Ruska to nie kurtuazja. Ostatni mecz we własnej hali nie należał do najlepszych. Pierwsza połowa to zażarta walka kaliskich szczypiornistów i fatalna druga połowa. I to mimo ogromnej publiczności i dopingowi. Jednak są mecze kiedy ten pomaga. - Myślę, że najbardziej pokazał to mecz w Gdańsku, na którym było około 50 kibiców – przypomina Kacper Sobański. - I nasza drużyna wygrała niespodziewanie 10 punktami. Myślę, że wtedy na pewno byliśmy tym 8. zawodnikiem.
Tego dodatkowego, siedzącego na trybunach w barwach kaliskiej drużyny przybywa z meczu na mecz. W sektorze Klubu Kibica jest od 10 do 20 osób więcej z każdym kolejnym ligowym spotkaniem. - Ci kibice, oni zawsze gdzieś byli, tyko może w mniejszym gronie – wspomina Edward Prus. - Dzisiaj widzimy ich i słyszymy. Działają bardzo mocno. Oni są naprawdę oddani. Jeżdżą za naszymi piłkarzami. Oczywiście najbardziej widoczni są u nas, ale na wyjazdach też potrafią pokazać, co potrafią. U nas zajmują cały sektor przy wejściu głównym, ale ze względu na zwiększającą się ilość członków Klubu myślimy o zagospodarowaniu dla nich sektora za bramką.
Kolejna okazja, by wspomóc kaliskich szczypiornistów dopiero 20 stycznia. Samym sportowcom idzie różnie. Jednak kaliscy kibice już zapisali się w tym sezonie Superligi. Są niepokonani. Na gardła i frekwencję. A wszystko dlatego, że przez kilka miesięcy kaliscy kibice pokazali, że są najlepsi. Nie tylko pod względem umiejętności zagrzewania do walki, ale też ilości. Od początku sezony mecze szczypiornistów oglądało prawie 12 tysięcy osób, to średnio 2,5 tysiąca osób na mecz. A to zdecydowanie rekord superligi, który zdetronizował fanów ręcznej w miastach z długa tradycją tego sportu.
Agnieszka Walczak, zdjęcia Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze