Zeszły sezon nie do końca potoczył się po myśli zawodniczki KTW Kalisz. Z powodu kontuzji z opóźnieniem rozpoczęła przygotowania i przez to trudno jej było wypracować optymalną formę. Wprawdzie zdobyła medale Pucharu Świata, a na mistrzostwach świata otarła się o podium, jednak liczyła na nieco więcej. – Mam lekki niedosyt po tym ostatnim sezonie, nie wszystko poszło tak, jak miało pójść – nie ukrywa Marta Walczykiewicz. – Dlatego moim głównym celem na ten sezon jest wrócić do top 3 sprinterek na świecie. Oczywiście będę chciała wygrywać w Pucharach Świata i mistrzostwach Europy, ale formę chcę przyszykować na sierpień, kiedy odbędą się mistrzostwa świata. Chcę tam pokazać rywalkom, że to, co wydarzyło się w zeszłym roku, było takim drobnym wypadkiem przy pracy i że dalej liczę się w grze. Niech te zawodniczki, które szykują się na igrzyska w Tokio, wiedzą, że ja też się tam wybieram – dodaje kaliszanka.
Okres przygotowawczy do nadchodzących wyzwań zaczęła już pod koniec poprzedniego roku. Za sobą ma m.in. zgrupowanie we włoskim Livigno. – Byliśmy we włoskich Alpach, gdzie trochę pobiegaliśmy na nartach. Teraz jedziemy do Jakuszyc, tam będziemy trenowały wytrzymałość, również na nartach biegowych. Całe przygotowania wyglądają podobnie do tego, co było w poprzednich latach – mówi wicemistrzyni olimpijska.
Dodaje jednocześnie, że trenerzy wprowadzą do treningów kilka nowinek. – Na razie nie mogę nic więcej powiedzieć, bo wszystko będzie dopiero testowane. Musimy znaleźć sposób na resztę świata, zwłaszcza na Nowozelandki. W sumie w niczym się nie różnimy, jednak zawsze jesteśmy troszeczkę za nimi. Trzeba więc w końcu mieć ten złoty środek, który pozwoli nam chociaż do nich się zbliżyć, a w Tokio być może nawet wyprzedzić. Zobaczymy w praniu, jak to wyjdzie – podkreśla Marta Walczykiewicz.
Przygotowania z narodową kadrą wielokrotna medalistka mistrzostw świata urozmaica innymi aktywnościami. 1 stycznia można ją było zobaczyć na trasie Noworocznego Biegu Rodzinnego. – Pierwszy raz brałam w nim udział, bo do tej pory tak wychodziło, że albo mnie nie było w Kaliszu, albo ciężko mi było wstać z łóżka. W tym roku stwierdziłam, czemu nie. Dystans nie był długi, można było spotkać się z kibicami i znajomymi, z którymi dawno się nie widziałam. Fajnie tak na sportowo zacząć nowy rok – zakończyła kajakarka KTW.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze