Kaliszanie spodziewali się trudnej przeprawy. Inaczej być nie mogło, bo naprzeciw nich stanęła drużyna, która od trzech sezonów nie schodzi z ligowego podium. W środę w Arenie udowodniła, że w tej kampanii też będzie biła się o medale.
– To przeciwnik zbyt mocny dla naszego zespołu – mówi szczerze trener Energi MKS Paweł Rusek. – Wystarczy przeanalizować 5-6 ostatnich sezonów. Azoty to regularni medaliści, niewiele im brakuje do tego, żeby wygrać z drużyną z Płocka. Pokonanie takiego zespołu należy rozpatrywać w kategoriach wielkiego sukcesu, niespodzianki. Oczywiście zawsze mamy nadzieję przed meczem, że poradzimy sobie z rywalem. Bardzo chcemy, ale na tę chwilę, nikomu nie ujmując, jesteśmy po prostu słabsi od niektórych zespołów. Nie poddajemy się jednak w żadnym meczu i walczymy od pierwszej sekundy do ostatniej – dodaje szkoleniowiec.
Środowe starcie jego podopieczni zaczęli całkiem nieźle. Po dziewięciu minutach prowadzili 3:1. Potem jednak stracili pięć bramek z rzędu i już do końca oglądali plecy rywali. Na półmetku przegrywali 7:13, w drugiej połowie zaś przewaga gości urosła do jedenastu goli (15:26 w 51. minucie). Gdy wybrzmiała końcowa syrena, na tablicy widniał wynik 18:28.
– Chciałem podziękować chłopakom za serce i waleczność. Chyba z trybun było widać, że staramy się, ale po prostu to nie jest jeszcze ten etap. Nie przejmujemy się, tylko uczymy się, analizujemy i z meczu na mecz będziemy coraz silniejsi – uważa Paweł Rusek.
Gospodarzom mocno dał się we znaki Wadim Bogdanow. Wielokrotny reprezentant Rosji bronił koncertowo, zwłaszcza w pierwszej połowie. Z kolei najwięcej problemów kaliskiej defensywie sprawili Paweł Podsiadło i Robert Orzechowski, zdobywcy odpowiednio siedmiu i sześciu bramek. Swoje zrobił też Bartosz Jurecki, który rządził na kole, a z czasem także jako środkowy rozgrywający. Mimo obecności kilku gwiazd Azoty nie grały w optymalnym zestawieniu. Podobnie zresztą jak MKS, w którego szeregach zabrakło m.in. lidera obrony Zbigniewa Kwiatkowskiego. Absencje nie miały jednak wpływu na wykonywanie przez graczy obu ekip rzutów karnych. Tymczasem skuteczność z linii siódmego metra była w środę mizerna. Zawodnicy z Kalisza i Puław pomylili się łącznie aż dziewięć razy.
– Kończymy przygodę z pucharem na miejscach 5.-8. To żaden wstyd jak na beniaminka, który uczy się ekstraklasy. I nie chodzi tutaj o jakieś tłumaczenia, takie są po prostu fakty. Teraz skupiamy się na lidze, w której będziemy robić wszystko, aby znaleźć się w czołowej ósemce – podkreśla trener Rusek.
W najbliższą sobotę w arcyważnym pojedynku w PGNiG Superlidze kaliska siódemka podejmie w Arenie ekipę Gwardii Opole. Początek spotkania o godzinie 18:30.
Michał Sobczak
***
Energa MKS Kalisz – Azoty Puławy 18:28 (7:13)
Energa MKS: Tatar, Zakreta – Kniaziew 3, Krycki 3, Adamski 2, Bożek 2, Czerwiński 2, Szpera 2, Grozdek 1, Klopsteg 1, Misiejuk 1, Wojdak 1, Bałwas, Drej, Kobusiński.
Kary: 4. min. Rzuty karne: 2/7.
Azoty: Bogdanow, Koshovy – Podsiadło 7, Orzechowski 6, Ostroushko 4, Jurecki 3, Gumiński 2, Kasprzak 2, Kuchczyński 2, Adamczuk 1, Grzelak 1, Flont, Jarosiewicz, Kosiak.
Kary: 6. min. Czerwona kartka: Tomasz Kasprzak (59. min, gradacja kar). Rzuty karne: 2/6.
Sędziowali: Korneliusz Habierski i Grzegorz Skrobak (Głogów).
Widzów: 2000.
Napisz komentarz
Komentarze