W zeszłym sezonie podopieczne Mariusza Wiktorowicza i Daniela Przybylskiego szturmem wzięły pierwszą ligę. Passa kilkunastu wygranych spotkań, do tego udane boje w fazie play-off i zdobycie mistrzostwa – w normalnych okolicznościach te czynniki powinny otworzyć drużynie wrota do Ligi Siatkówki Kobiet. Tak się jednak nie stało, bo zgodnie z regulaminem rozgrywek należało jeszcze pokonać w barażu ekstraklasową Legionovię, co w zasadzie z góry było skazane na niepowodzenie. W tej sytuacji pozostało liczyć na to, że któryś z klubów elity zrezygnuje z występów, a jego miejsce zajmie mistrz pierwszej ligi. To pierwsze doszło do skutku, z LSK wycofał się MKS Muszyna, ale jego licencję przejął nie mistrz, a... szósta drużyna zaplecza, Radomka Radom.
Czy w zaistniałych okolicznościach siatkarki z Kalisza mogą jeszcze liczyć na wejście do ekstraklasy? Okazuje się, że nadzieja na to wciąż się tli. Wszystko za sprawą trwającego procesu licencyjnego. Zgodnie z ostatnim komunikatem Komisji Licencyjnej PZPS, zielone światło na występy w LSK w sezonie 2018/2019 otrzymało tylko sześć klubów. W zawieszeniu pozostaje sześć pozostałych ekip, które muszą uzupełnić dokumentację bądź też spełnić inne wymogi wskazane przez komisję. Jeżeli tego nie uczynią, zaproszenie do rozgrywek może otrzymać kaliski klub.
– Szansa na to, żeby znaleźć się w ekstraklasie, wciąż istnieje – potwierdza nam prezes Energi MKS, Błażej Wojtyła. – Trwa proces licencyjny i wiele zależeć będzie od tego, czy wszystkie z dwunastu zespołów, które złożyły dokumenty, otrzymają licencję. My natomiast otrzymaliśmy obietnicę, że jesteśmy pierwsi w kolejce, żeby zająć miejsce drużyny, która nie uzyska licencji. Jeżeli tak się stanie, poczekamy na decyzję władz związku i ligi – dodaje sternik kaliskiego klubu.
Na razie zespół MKS-u ujęty został w terminarzu pierwszej ligi. Wszystko jednak może się jeszcze zmienić. Decyzje Komisji Licencyjnej PZPS powinny zapaść w najbliższych dniach.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze