Prokuratura przeanalizowała zapisy nagrań logów GPS z karetki oraz przesłuchała świadków. Na tej podstawie stwierdzono, że pojazd w momencie zdarzenia nie był uprzywilejowany. - 42-latek, kierując pojazdem, który nie był pojazdem uprzywilejowanym, jadąc z nadmierną prędkością gdzie obowiązuje ograniczenie do 50 km/h i bez włączonych sygnałów dźwiękowych, podjął manewr wyprzedzania, czym doprowadził do zderzenia z innym pojazdem – mówi Maciej Meler, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim. Dodaje jednak, że konieczna będzie jeszcze rekonstrukcja zdarzenia i opinia biegłego.
Obrońca: zarzuty postawiono zbyt wcześnie
Z informacji, jakie mają pracownicy ostrowskiego pogotowia oraz zdjęć wynika, że karetka miała włączone światła, ale nie wiadomo czy miała uruchomione sygnały dźwiękowe. - Z naszych logów GPS, które każda karetka wysyła, każda karetka wyposażona jest w system wspierania decyzji państwowego ratownictwa medycznego i każda ekipa karetki w chwili wyjazdu wciska przycisk informujący, że jest w ruchu – informuje Wojciech Kornaszewski, szef ratowników medycznych w ostrowskim szpitalu. - Jest moment rozruchu silnika, jest prędkość z jaką poruszał się pojazd i moment uruchomienia sygnałów i jest to zapisywane w Kaliszu i w Poznaniu. I te rzeczy są udostępnione prokuraturze.
Jednak ratownicy nie wiedzą, czy na podstawie logów można określić, czy karetka miała włączone jedynie światła czy także sygnalizację ostrzegawczą. A dla prokuratury to sprawa istotna. - Zgodnie z regulacjami ta kwestia będzie przedmiotem badań, ale materiał z zeznań świadków i zapisów nie potwierdza, by były włączone dźwięki. Samo włączenie sygnałów świetlnych bez dźwiękowych nie spełnia definicji pojazdu uprzywilejowanego – dodaje Maciej Meler. – Konieczne jest pogłębienie materiału dowodowego poprzez uzyskanie opinii biegłych dotyczących rekonstrukcji wypadków.
Według Damiana Grzeszczyka, obrońcy kierowcy, który pogotowia ratunkowego, który siedział za kierownicą karetki, takie czynności powinny odbyć się przed postawieniem zarzutów. - Całe zdarzenie będzie trudne pod względem faktycznym. Nie wiemy, w jaki sposób do niego doszło i przede wszystkim należałoby zrekonstruować wypadek i powołać biegłego, który oceni, jak do niego doszło. Dlatego nie rozumiem etapu, na którym mój klient już usłyszał zarzuty – stwierdza. - Zazwyczaj takie postanowienie wydawane jest po zgromadzeniu dowodów i po ustaleniu okoliczności sprawy.
Fala hejtu zalała internet
42-latek nie przyznał się do zarzucanych mu czynów i odmówił składnia wyjaśnień. A od momentu nieszczęśliwego zdarzenia musi mierzyć się nie tylko z konsekwencjami jakie przyniósł wypadek, ale też falą nienawiści ze strony internautów. W sieci pojawiły się dziesiątki komentarzy na temat kierowcy karetki, ale też wszystkich ratowników medycznych. Dlatego koledzy mężczyzny zaapelowali o empatię i szacunek dla pracy, jaką wykonują każdego dnia. - Nazywani jesteśmy „psychopatami” i „mordercami w karetkach”. Trudno jest się nam z tym zgodzić. Tym bardziej, że tylko w tym roku nasze karetki jeżdżące w systemie państwowego ratownictwa medycznego wyjechały ponad 9 tysięcy razy. Transport medyczny to kolejne 8 tysięcy wyjazdów. To ludzie, którzy codziennie przychodzą do pracy, codziennie jeżdżą udzielać pomocy, ratować życie. Często jedziemy na sygnale, ryzykując własne życie, bo jedziemy ratować je komuś innemu – mówił w czasie spotkania z dziennikarzami załamany Wojciech Kornaszewski. - Te wypadki się zdarzały, niestety zdarzać się będą. Jest nam przykro i ze względu na to, że zginął ktoś w wypadku, rodzina straciła osobę bliską, ale również dlatego, że konsekwencje tego ponosić będziemy wszyscy. Osobiście, od dnia wypadku, ciężko jest mi wsiąść dziś do karetki i nią jechać do potrzebujących. To, co zobaczyłem i usłyszałem w internecie na nasz i swój temat sprawia, że zacząłem się bać.
Kierowcy karetki grozi do 8 lat pozbawienia wolności.
AW, zdjęcia BZO, arch., infostrow.pl
Napisz komentarz
Komentarze