Mail, który w środę przyszedł do Urzędu Miasta Kalisza spowodował, że konieczna była ewakuacja trzech budynków – ratusza, urzędu przy Kościuszki oraz Villi Calisia. - Z tych obiektów łącznie ewakuowano około 400 osób, zarówno pracowników jak i petentów tych instytucji - mówi mł. asp. Anna Jaworska-Wojnicz, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Kaliszu.
W trakcie trwania ewakuacji do miejsc, w których rzekomo podłożono bombę jechały w pełnej gotowości służby bezpieczeństwa – policja, straż pożarna i pogotowie. - Policyjni pirotechnicy sprawdzili budynki. Pojawił się również przewodnik z psem służbowym do wyszukiwania zapachów ładunków wybuchowych. Nie odnaleziono żadnej paczki, żadnego podejrzanego przedmiotu - dodaje mł. asp. Anna Jaworska-Wojnicz.
Narażają życie i zdrowie innych
W akcji wzięło udział kilkadziesiąt osób, które w tym czasie powinny czekać na wezwanie do prawdziwego zdarzenia, do niesienia pomocy osobom, których zdrowiu i życiu zagraża niebezpieczeństwo. - Istotne jest to, że samo zawiadomienie i uruchomienie służb to jedno, ale uruchomienie również w ramach tych służb karetek pogotowia, które mogą i powinny zapewniać bezpieczeństwo, prowadzi do sytuacji, w których to życie bądź zdrowie ewentualnych pokrzywdzonych jest zagrożone. Dlatego z całą surowością tego typu przestępstwa są ścigane - podkreśla Maciej Meler, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.
Kwestia czasu
Poszukiwania sprawcy fałszywego alarmu już się zaczęły. Postępowanie trwa także w sprawie podobnego zdarzenia z 5 stycznia br., kiedy to rzekomy ładunek podłożono w galerii handlowej na Dobrzecu.
Policja i prokuratura podkreślają, że sprawcy coraz rzadziej są anonimowi, a ich namierzenie trwa coraz szybciej. Przykładem może być 33-letni mieszkaniec gminy Ceków Kolonia, który w kwietniu 2017 roku zadzwonił na numer alarmowy 112 i poinformowała, że pomiędzy Morawinem a Cekowem, na drodze wojewódzkiej nr 470, doszło do zderzenia autobusu z samochodem ciężarowym. Pierwszym pojazdem miało podróżować 50 osób. Mężczyzna sprawił, że na miejsce wysłano 7 zastępów straży pożarnej, m.in. z Kalisza i gminy Żelazków, policję i oczywiście karetki pogotowia ratunkowego. Zdarzenia nie było. Policjanci do domu „żartownisia” zawitali dwa tygodnie później.
Podobnie skończyła się zabawa 28-letniego kaliszanina, który w marcu 2017 roku poinformował o ładunku wybuchowym w szpitalu w Sokołówce. Jego szukanie trwało do października.
Obaj mężczyźni usłyszeli zarzuty zagrożone karą od pół roku do 8 lat pozbawienia wolności. Takie same zostaną postawione sprawcom styczniowych alarmów.
AW, fot. arch.
Napisz komentarz
Komentarze