Na początku marca tenisowa reprezentacja Polski po raz pierwszy zagrała w Kaliszu. Mecz z Hongkongiem odbył się w ramach Pucharu Davisa, czyli najbardziej prestiżowych rozgrywek w tenisie, w których uczestniczą drużyny narodowe. Dla Piotra Matuszewskiego była to wyjątkowa okazja, aby w rodzinnym mieście potrenować z najlepszymi zawodnikami w kraju. – Nigdy bym się nie spodziewał, że w Kaliszu odbędzie się takie wydarzenie – mówi nam kaliski tenisista. – Z reguły, aby potrenować z zawodnikami takiej klasy, muszę jeździć do Łodzi, Warszawy czy innych miast, a tym razem to oni przyjechali do mojego miasta. Cieszę się, że mogliśmy uczestniczyć we wspólnych zajęciach. Przez to mogłem zdobyć trochę cennego doświadczenia. Mam nadzieję, że pomoże mi to w startach – dodaje.
Pierwszy punkt dla Polski wywalczył w Arenie Kacper Żuk. W duecie z warszawianinem Matuszewski wielokrotnie święcił triumfy w rozgrywkach deblowych. Przed czterema laty wspólnie sięgnęli oni po mistrzostwo Europy juniorów, a przed rokiem wywalczyli srebro mistrzostw Polski do lat 23 (kaliszanin zdobył też złoto w singlu). – Kacper już w poprzednich tygodniach spisywał się bardzo dobrze. W meczu z reprezentantem Hongkongu był na początku trochę spięty, dostał od razu breaka, ale na szczęście szybko się przełamał i z gema na gem czuł się coraz lepiej i pewniej – ocenia uczestnik juniorskich turniejów wielkoszlemowych.
Kaliski tenisista nieźle radzi sobie w deblu. W światowym rankingu ATP Tour deblistów plasuje się aktualnie na 444. miejscu, z kolei w zestawieniu ITF jest 94. W tym roku triumfował już w turnieju w Szarm el-Szejk. – W singlu póki co nie idzie mi tak, jak bym tego oczekiwał, nie mogę się jeszcze odblokować. Natomiast coraz lepsze wyniki osiągam w deblu. Mam nadzieję, że te rezultaty będą powtarzalne i jeszcze lepsze, bo chciałbym wystartować w turniejach wyższej rangi, w challengerach. Obecnie gram w zawodach z pulą 15-25 tysięcy dolarów, a celuję w to, aby przebić się do jeszcze bardziej prestiżowych zawodów – oznajmia nam Piotr Matuszewski.
Po meczu z Hongkongiem kaliszanin ponownie wyleciał do Szarm el-Szejk. Planował tam zostać przez dwa i pół tygodnia, biorąc udział w trzech turniejach, ale ostatecznie po kilku dniach wrócił do Polski (zdążył rozegrać tylko jeden mecz w grze podwójnej, w parze z Niemcem Kaiem Lemstrą). Wszystko z uwagi na pandemię koronawirusa, która storpedowała sportowe imprezy na całym świecie.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze