Według Joanny i Łukasza pomaganie jest sprawą naturalną i płynącą prosto z serca. Joanna Stachera już od wielu lat jest wolontariuszką, pomaga i opiekuje się osobami starszymi. Doświadczyła wielu sytuacji pełnych wzruszeń, radości, ale też pożegnań i smutku. Razem z mężem podjęła decyzję o wsparciu kaliskiego Domu Pomocy Społecznej.
„Spojrzałam się na Łukasza i już wiedzieliśmy”
Joanna mówi, że w życiu skupia się na celu i wierzy, że podejmując działanie ma się wpływ na przebieg wydarzeń. - Zadzwoniła do mnie przyjaciółka, która w tej chwili jest tam już tydzień, jest pracownikiem DPS-u. Kiedy zapytała mnie o to, czy przyszlibyśmy pomóc w różnych działaniach, no bo po prostu nie ma tych ludzi tam do pracy, a oni są już naprawdę na skraju wyczerpania, bo są 24 godziny na dobę w pracy po 2 tygodnie, poprosiłam, żeby dała mi chwilę na zastanowienie, spojrzałam się na Łukasza i już wiedzieliśmy – opowiada Joanna Stachera, wolontariuszka w Domu Pomocy Społecznej. - To Asia jest społecznikiem tutaj nie ja – prostuje Łukasz, mąż Joanny.
Teraz tak naprawdę oboje są społecznikami, bo wspólnie podjęli taką decyzję. Niezwykle trudną, bo placówka od 9 kwietnia jest objęta kwarantanną, koronawirusem zakażonych zostało wielu członków personelu i ponad 100 spośród 177 pensjonariuszy; 95 z nich przebywa obecnie w szpitalach, a 12 zmarło na Covid-19. - Kiedy weszliśmy do środka poczuliśmy, że atmosfera jest bardzo dobra, ludzie mimo tego, że są zmęczeni są bardzo przychylni, radośni i wdzięczni za to, że ktoś przyszedł i chce pomóc – mówi Joanna.
"Tona zgromadzonych rzeczy" do dezynfekcji
Codziennie do kaliskiego DPS-u wchodzą wolontariusze. To osoby, które dobrowolnie zgłaszają się, aby pomagać i przygotowywać pomieszczenia do dezynfekcji. - Dostaliśmy pokój do dezynfekcji, chyba najgorszy, tona zgromadzonych rzeczy po kilkunastu czy kilkudziesięciu latach zamieszkiwania. Musieliśmy go po prostu opróżnić do czysta, ile worków tam było – nie liczyłem – mówi Łukasz Stachera. - Dziewczyny zrobiły 9 pokoi, my przez kilka długich godzin robiliśmy ten jeden pokój, ale właściwie od podłogi do stropu. Następnie wchodziło wojsko, brało maszynę, pryskało wszystko dookoła co było w zasięgu wzroku, łącznie z łazienką, szafami, szafkami. Nas ubrali w kombinezony i musieliśmy to wszystko doprowadzić do stanu używalności – opowiada wolontariusz.
Joanna i Łukasz mogą każdego dnia opuszczać kaliski Dom Pomocy Społecznej i wracać bezpiecznie do swojego domu. Wolontariusze działają w strefie czystej, do tzw. strefy brudnej nikt z przychodzących nie ma wstępu. Wychodząc, są dokładnie odkażani.
Potrzeby Domu Pomocy Społecznej nadal są ogromne. - Dom Pomocy Społecznej potrzebuje przede wszystkim środków ochrony osobistej, kombinezonów, płynów do odkażania, poduszek, kołder, ręczników, bo w momencie kiedy wojsko weszło i rozpoczęła się dezynfekcja to zdezynfekowane było wszystko. Czyli w zasadzie wszystkie kołdry, ręczniki, pościele, poduszki, wszystko musiało zostać wyrzucone – mówi Joanna Stachera.
Małżeństwo po pierwszym dniu wolontariatu w DPS-ie decyduje się tam wrócić, bo jak mówią – rzeczywistość tworzymy my ludzie, chcemy żyć w świecie, w którym człowiek może liczyć na odruch empatii i wsparcia.
KB, fot. Joanna Stachera , CHOPS
Napisz komentarz
Komentarze