Problem niszczenia ogrodzenia okalającego teren szpitala w Wolicy, trwa od lat. I jest jak walka z wiatrakami, która na sile przybiera jesienią. Stąd podejrzenia, kto z uporem maniaka rozchyla rurki jednego z przęseł płotu. - Szpital otoczony jest ponad 20-hektarowym lasem i oprócz odpowiedniego dla chorujących na płuca mikroklimatu, można znaleźć też tu grzyby. Dlatego podejrzenie pada właśnie na grzybiarzy, których też tu spotykamy – stwierdza Sławomir Wysocki, dyrektor Wojewódzkiego Specjalistyczego Szpitala Chorób Płuc i Gruźlicy. - Możliwe też, że robią to sami mieszkańcy okolicy, którzy w ten sposób nie muszą obchodzić naszego terenu, idąc na przystanek i w ten sposób skracają sobie drogę.
Proceder jest nagminny, więc cierpliwość się wyczerpała. Szpital płot musi naprawiać nawet kilka razy w miesiącu, dlatego obok tabliczek informujących, że to teren prywatny, a wstęp na niego jest jest wzbroniony pojawi się także monitorinig. - Jeśli złapiemy osobę, która niszczy nasze ogrodzenie zostanie ona pociągięta do odpowiedzialności karnej - dodaje Sławomir Wysocki. - Teren szpitala zawsze jest objęty szczególnym nadzorem, a zwłaszcza teraz, kiedy mamy pandemię jest to szczególnie niebezpieczne. Każdy kto wchodzi na nasz teren bez zezwolenia zachowuje się jak osoba, która wchodzi nieproszona do czyjegoś domu.
Ogrodzenie to metalowe przęsła, więc by je rozchylić potrzeba siły. A szpital potrzebuje dodatkowych środków na spawanie uszkodzonych rurek.
AW, zdjęcia Wioletta Przybylska, rzecznik prasowy Szpitala Chorób Płuch i Gruźlicy
Napisz komentarz
Komentarze