Zasiłki, świadczenia, dodatki, zapomogi … dla sporej części społeczeństwa to sposób na życie. Przy kasie MOPS przysłuchujemy się rozmowie pracownika socjalnego z jednym z wieloletnich świadczeniobiorców: A pan kiedy ostatnio pracował? - w 1999 roku. - To wiele lat ci rodzice pana utrzymywali, a teraz ile pan ma lat? - 54 – odpowiada mężczyzna.
Zdrowy, w sile wieku, od ponad 15 lat nie pracuje. Bo ważniejszy był alkohol, a pieniądze z opieki zawsze jakieś dostanie. - Przeżyje pan na tych naszych zasiłkach? - Pomagają trochę. - Wystarczająco? Jakbym tylko liczył na to, to nie. - To co pan jeszcze robi? - Złom, puszki, złom kolorowy i można z tego tygodniowo 30, 40 złotych wyciągnąć – kończy „klient” MOPS – u.
Grupa osób korzystających z pomocy państwa jest zróżnicowana. Są ludzie, których spotkało nieszczęście, powinęła się noga, ale są i tacy, którzy kombinują jak się da i żyją na koszt podatników. - Piszą wnioski co miesiąc. Niejednokrotnie sięgają one kwot takich, jak u osób, które pobierają emeryturę wypracowaną całe lata. Są takie osoby, które potrafią wyciągnąć około 10 tysięcy złotych w ciągu roku, a są tacy, którzy przyjdą w momentach, kiedy jest im najbardziej trudno, w okresach zimowych – ocenia Eugenia Jahura, dyrektor MOPS w Kaliszu.
Są też i rodziny, w których jednemu z małżonków wręcz „nie opłaca się” pracować. Przykład z kaliskiego MOPS-u. Mąż pracuje, za najniższą krajową, do ręki dostaje 1280 złotych. Żona nie pracuje. Otrzymują dodatek mieszkaniowy, Miasto dopłaca do ich czynszu miesięcznie 336 złotych. Korzystają także z zasiłku rodzinnego, miesięcznie to 357 zł. Ubiegają się też o różne zasiłki z MOPS-u: okresowy, celowe, a to średnio pomoc rzędu 440 złotych. Łącznie miesięcznie wsparcie z publicznych pieniędzy dla tej rodziny wynosi 1134 złote. Czyli niemal tyle, co najniższa krajowa. A gdyby żona poszła do pracy, wtedy rodzina przekroczyłaby kryterium dochodowe, które uprawnia do przyznawania różnego typu zapomóg.
Jedni pracują ledwo wiążąc koniec z końcem, wydając na dojazdy do miejsca pracy, inni żyją na ich koszt. I to od pokoleń.
Kaliski Bank Chleba działa już 20 lat. Są przypadki osób, które z pomocy placówki korzystają nieprzerwanie od 1994 roku. Miesięcznie otrzymują żywność o wartości 187 złotych. - I te dzieci, które przychodziły do mnie w tym czasie, to w tej chwili mają już własne dzieci. Także z tej biedy trudno jest się wykaraskać – mówi Grzegorz Chwiałkowski, założyciel i prezes kaliskiego Banku Chleba.
- Niektóre nazwiska pamiętam jeszcze z czasów, gdy byłem zwykłym pracownikiem socjalnym i chodziłam w teren. Widziałam wtedy te maleńkie dzieci, które w tej chwili są już dorosłymi osobami i korzystają z naszej pomocy. Ich roszczeniowość jest taka sama, jak ich matek – dodaje Eugenia Jahura.
O tym, komu przyznać pomoc socjalną dość łatwo zdecydować, oceniając na przykład dochody i potrzeby obywatela. Jednak o wiele trudniej jest ocenić to, jak wsparcie socjalne jest spożytkowane, czy pomaga wyjść z biedy, czy tylko pogłębia bezradność i postawy roszczeniowe.
Agnieszka Gierz, fot. archiwum
Napisz komentarz
Komentarze