Bilbordy, tablice, wielkoformatowe plakaty. Jeśli reklamodawca chce je umieścić w pasie drogowym, musi uzyskać zgodę zarządcy drogi. Jedni może o tym nie wiedzą, a drugim oszczędności wypierają ze świadomości tę wiedzę. Jednak nieznajomość prawa szkodzi tak samo, jak jego łamanie. Zarząd Dróg Miejskich namierza nielegalną reklamę i dociera do jej właściciela. - Sprawa się kończy na tym: przepraszam nie wiedziałem, reklama znika, nie ma sprawy. Nawet inspektor nie zdąży zrobić fotografii, która dokumentuje to samowolne ustawienie reklamy – mówi Waldemar Rabiega (na zdj.), kierownik Wydział Uzgodnień, Infrastruktury Technicznej i Zajęć Pasa Drogowego ZDM w Kaliszu.
Tak kończy się blisko połowa przypadków nielegalnych reklam. Pozostali już tak niewinni nie są i działają z premedytacją. W 2012 roku kaliski ZDM odnotował 9 nielegalnych reklam. W 2013 - 16, a w tym roku już 5. Procedura wygląda tak, że zarząd dróg wszczyna postępowanie administracyjne i nalicza za każdy dzień karę, która wynosi 10-krotność dziennej stawki. Nie są to jakieś dotkliwe kary, ale z czasem mogą urosnąć do sporych kwot. Opłata za reklamę umieszczoną w pasie drogowym przy drodze krajowej to 2,50 zł za metr kwadratowy zajętej miejskiej przestrzeni. Ale przedsiębiorcy wiedzą, jak można zaoszczędzić. - Są np. reklamy umieszczone na dachach pojazdów albo na lawecie – mówi Krzysztof Gałka, dyrektor Zarządu Dróg Miejskich w Kaliszu. - Jeśli taka reklama znajduje się w ruchu, to mamy związane ręce. Ale czasem udaje nam się wychwytywać te wszystkie przypadki, bo zdarzało się tak, że stał sobie jakiś pojazd z reklamą na dachu na parkingu w pasie drogowym.
Samochody, które do ruchu są już mało zdolne, też można wykorzystać. Stoją sobie jak gdyby nigdy nic przy ruchliwej ulicy, tylko że są bardzo intensywnie obklejone informacją reklamową. Podobnie jak sygnalizatory świetlne. Obok przycisku dla pieszych – naklejki czy ogłoszenia o szybkich kredytach. Tego procederu jednak ZDM nie ściga, traktuje go jako akt wandalizmu. I choć takie formy promocji zaśmiecają miasto, to największym utrapieniem i niebezpieczeństwem dla uczestników ruchu drogowego są zbyt nachalne, duże, odwracające uwagę kierowcy od sytuacji na drodze, reklamy. - To są reklamy, które są na płotach przyległych do pasa drogowego, 10 cm za pasem drogowym. To już wystarczy, że nie mamy prawa ich kontrolować. Tymczasem trzeba sobie zdawać sprawę, że te reklamy rozpraszają kierowców – dodaje Waldemar Rabiega z ZDM.
Pamiętajmy, że najważniejszymi „reklamami” dla kierowcy powinny być znaki drogowe i sygnalizacja świetlna. Cena jaką przyjdzie nam zapłacić za zwracanie uwagi na promocje i okazyjne ofert, może być słona.
Agnieszka Gierz, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze