Pani Joanna pojechała na „wieczorynkę” Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego o 7:00 rano w sobotę. Tam dowiedziała się, że nie ma żadnego lekarza. Lekarz miał dojechać z Łodzi, ale nie wiadomo, o której i czy w ogóle będzie. A stan dziecka pogarszał się.
Dziecko z gorączką, z silnym kaszlem zaczęło mi wymiotować. Udałam się na SOR z prośbą o pomoc innego lekarza, po czym kolejny raz Pan z SOR-u zadzwonił na wieczorynkę w sprawie wyjaśnienia, dlaczego nie ma lekarza. Otrzymał odpowiedź, że będzie za pół godziny – opisuje kaliszanka.
W końcu kobietą z dzieckiem zainteresowała się pani z obsługi SOR-u.
Zapytała od kiedy jest taki stan dziecka, na co odpowiedziałam, że dziś w nocy dostał silnego kaszlu i temperaturę ,a nad ranem zwymiotował, pomijając że na poczekalni zrobił to 3razy. Odparła, że wątpi w moje słowa. Skandal. Niech zamkną ten szpital! Dziecko w tak słabym stanie i jeszcze trzeba użerać się z Panią, która pomyliła swoje kompetencje! Pozdrawiam serdecznie Panią i mam nadzieję, że ktoś zrobi coś z tymi opryskliwymi babami! Mają pomagać, a nie komentować! – pisze oburzona Joanna.
W końcu po kilku godzinach kobieta została przyjęta przez lekarza.
- Pan doktor uznał, że jest to „jelitówka” i mam dziecku podać lokomotiw, ewentualnie mam podjechać na zastrzyk hamujący wymioty, gdyby się pogorszyło, kaszel uznał ,że jest to normalne, temperatura jak i wymioty. – informuje kaliszanka.
Gdy pani Joanna czekała na pomoc w „wieczorynce” jej mąż zdążył umówić wizytę prywatną u innego lekarza. Po wizycie w szpitalu pojechali do niego. Tam lekarz stwierdził, że dziecko ma początek zapalenia płuc. Konieczne było podanie antybiotyku.
Napisz komentarz
Komentarze