Sobotni mecz od początku nie układał się po myśli kaliszan, którzy nie grzeszyli skutecznością, a poza tym nie najlepiej radzili sobie pod tablicami. W rezultacie pod koniec pierwszej kwarty przyjezdni odjechali na 22:11. Wprawdzie w drugiej odsłonie gospodarze odrobili straty i przez moment objęli prowadzenie (28:27), ale wszelkie nadzieje na dobry wynik posypały się w trzeciej kwarcie. Gracze MKS-u oddali w niej zaledwie dwa celne rzuty, na czym skrzętnie skorzystali chorzowianie, odskakując na 59:42.
Mimo niesprzyjającego obrotu wydarzeń kaliszanie podjęli jeszcze walkę. W czwartej części konsekwentnie zmniejszali dystans, przegrywając na niespełna dwie minuty przed końcem „tylko” 64:65. Przeciwnicy obronili jednak korzystny dla nich wynik i w efekcie zwyciężyli 72:66.
– Mam do siebie dużo pretensji, że w trudnych momentach nie potrafiłem odpowiednio zmobilizować zespołu. To nie była najlepsza reklama naszego basketu. Obrona w pierwszych trzech kwartach była taka pozaligowa, zbyt swobodna. W czwartej kwarcie zaczęliśmy już agresywnie bronić, ale było zbyt późno, by cokolwiek zmienić – podsumował trener Piotr Czaska.
Mimo porażki nie brakowało sympatycznych akcentów. W składzie MKS-u na sobotni mecz znalazł się nowy zawodnik. To Dawid Wątrobski, najwierniejszy kibic drużyny. – Udało nam się wyrobić Dawidowi licencję Polskiego Związku Koszykówki i dziś mógł oficjalnie zasiąść z nami na ławce. W ten sposób chcieliśmy mu podziękować za wsparcie, jakie nam okazuje – przyznał Jarosław Jasiukiewicz, kierownik sekcji koszykówki w kaliskim klubie.
Dawid Wątrobski po raz pierwszy w tym sezonie wspierał swoich ulubieńców z ławki rezerwowych.
Na razie nie wiadomo, na jakiej pozycji kaliski zespół zakończy rozgrywki. Aktualnie jest szósty, ale mogą go jeszcze wyprzedzić ekipy z Suchego Lasu i Nowej Soli.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze