Dla KKS-u to nie był łatwy mecz. Gospodarze już w piątej minucie stracili gola i przez blisko godzinę szukali recepty na doprowadzenie do wyrównania. – Wiadomo, że jak po paru minutach traci się bramkę, to nie gra się łatwo. Musieliśmy bardziej atakować, odkrywaliśmy tyły, a przeciwnik zabezpieczał defensywę i wyprowadzał naprawdę bardzo dobre kontry. W drugiej połowie być może rywalom zabrakło już sił albo my zagraliśmy tak dobrze. Cieszymy się z kolejnych trzech punktów – skomentował Gawlik.
Po przerwie kaliski zespół zaprezentował się znacznie lepiej niż w pierwszych trzech kwadransach. – W szatni padło naprawdę kilka ciężkich słów. Nie jesteśmy przecież kobietami i jak nie idzie, to musimy sobie powiedzieć parę ostrych zdań, które nas zmobilizują. Dało to efekt w drugiej połowie i wygraliśmy zasłużenie – przyznaje defensywny pomocnik, który w 71. minucie wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. Uczynił to w znakomitym stylu, uderzając nie do obrony zza pola karnego. – Na treningu często takie strzały mi wychodzą. Teraz udało się to powtórzyć w meczu. Myślę, że to moja najładniejsza bramka w całej przygodzie piłkarskiej – nie ukrywa.
Po sobotniej wygranej KKS utrzymał pozycję wicelidera i nadal traci punkt do prowadzącego LKS-u Ślesin. Prawdopodobnie pomiędzy tymi zespołami rozegra się decydująca batalia o awans do trzeciej ligi. – Cały czas mamy kontakt ze Ślesinem, więc pewnie pomiędzy nimi a nami rozstrzygnie się sprawa awansu. Będziemy się starać, żeby po drodze nie zgubić żadnych punktów. Jeśli to nam się powiedzie, to bez względu na końcowe rozstrzygnięcie będziemy wiedzieć, że zrobiliśmy wszystko, żeby wejść do trzeciej ligi. Mam nadzieję, że wywalczymy ten wymarzony awans i sprawimy radość sobie i kibicom. Zostało osiem meczów, w każdym po kolei powalczymy o wygrane i zobaczymy, co pokaże tabela – zakończył Mateusz Gawlik.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze