Pierwszy raz syn Jeremiego Jarzębskiego barszczem Sosnowskiego poparzył się dwa lata temu. Jeszcze wtedy nie miał pojęcia z czym ma do czynienia, dlatego wyszedł skosić roślinę w lekkim ubraniu. Skończyło się na ogromnych poparzeniach, które wyglądały mniej więcej tak jak te.
Rany swędziały i były bolesne. Z toksyczną rośliną, która zajęła już niemalże całą okolicę ich domu, próbował uporać się również w tym roku. – Wtedy syn ubrał się już szczelnie, na głowę założył przyłbicę i myślał, że wszystko będzie dobrze, nie poczuł, że sok pryska na niego, ale ten jednak dostał się do ciała i ma w tej chwili poparzoną twarz, a minęły już 3 miesiące – mówi Jeremi Jarzębski.
3-4 miesiące po spotkaniu z rośliną, która na działce Jarzębskich i ich sąsiadów w kilka tygodni urosła do trzech i pół metra, Jacek cały czas ma brązowe plamy na twarzy. - Oparzenia są bardzo ciężkie, może nawet dojść do III stopnia oparzenia skóry, blizny zostają na całe życie, a co dziwne te blizny po oparzeniu barszczem przy każdym spotkaniu ze słońcem bolą i pieką. Te ślady to taka pamięć po barszczu – mówi lek. Anna Zięba, lekarz rodzinny.
Leczenie po oparzeniu barszczem jest tak samo trudne, jak trudne jest wytępienie rośliny. Jarzębscy i ich sąsiedzi próbowali walczyć z nią na różne sposoby.- Najpierw wykaszaliśmy, potem próbowaliśmy to wytępić środkami ochrony roślin i solą drogową. Niestety wszystko na nic – dodaje Jarzębski. Jak twierdzą specjaliści z Ośrodka Doradztwa Rolniczego, aby raz na zawsze pozbyć się barszczu trzeba systematycznie go wycinać, wtedy być może po minimum 5 latach zniknie. Pod warunkiem, że do wycinki podejdziemy we właściwy sposób. – Najważniejsze jest to, żeby wycinać tę roślinę co najmniej 10 cm pod powierzchnią gleby, bo ona się po prostu odradza. Można zastosować również cięcie kwiatostanu i wtedy jest ważne, żeby było to nie za wcześnie, bo one spróbują się odnowić i kwiatostany i tak powstaną, a jeżeli się spóźnimy, to wykształcą się nasiona i też będą rozsiewane– mówi Halina Modławska, Ośrodek Doradztwa Rolniczego w Kaliszu.
Właściciele działek w walce z barszczem Sosnowskiego tak naprawdę są osamotnieni, bo nie ma ani firmy ani instytucji, która jest w stanie pomóc. - Podejrzewam, że jeśli ktoś miał bardzo dużą plantację to na pewno służby wiedziałyby o tym, to takie działania zostałyby podjęte, bo przecież są na to środki. Inne województwa, np. małopolskie albo lubuskie działają w tym zakresie dosyć mocno, bo jest to bardzo uciążliwe dla mieszkańców – dodaje Modławska.
Spotkanie z rośliną, która przywędrowała do Polski z dawnego ZSRR jako tania pasza dla zwierząt najgroźniejsza jest w czerwcu i lipcu, kiedy kwitnie. Dlatego najlepiej dobrze zapamiętać jak wygląda barszcz Sosnowskiego i się do niego nie zbliżać.
ES, fot. autor, internet
Napisz komentarz
Komentarze