Kilkanaście dni temu wszyscy zarządcy nieruchomości otrzymali pisma informujące o nowych zasadach odbioru śmieci z posesji. Zgodnie z oczekiwaniami PUK i EKO, od lipca pojemniki miałyby być wystawiane na granicy nieruchomości, a więc np. poza podwórka. Jeśli obowiązek ten spadłby na firmy - usługa będzie płatna WIĘCEJ O TEJ SPRAWIE PISALIŚMY TUTAJ
Informacja zaskoczyła i zbulwersowała zarządców nieruchomości. W urzędzie rozdzwoniły się telefony, bowiem umowy na odbiór śmieci podpisane są z Miastem. Samorząd broni się, że decyzję o wprowadzeniu dodatkowych opłat spółki podjęty bez zgody i wiedzy Ratusza. - Miasto nie podwyższa opłaty za śmieci. Warunki, na jakich będą świadczyć usługi firmy EKO i PUK w ciągu najbliższych dwóch lat nie zmieniły się i nie ma żadnych przesłanek, żeby mieszkańcy obawiali się podwyżki cen za wywożenie odpadów od 1 lipca 2015 roku – mówił na spotkaniu w sprawie śmieci Piotr Kościelny, wiceprezydent Kalisza. Ale umowa Miasta z mieszkańcami to jedno, a oczekiwania firm wobec odbiorców – drugie. Na spotkanie zorganizowane w tej sprawie w ratuszu przybyła grupa oburzonych zarządców nieruchomości. - Nas nie interesuje, z kim Miasto podpisało kontrakt na wywożenie śmieci. My chcemy mieć czysto na swoich posesjach – mówiła Grażyna Goździewicz, zarządca nieruchomości. - Zgodnie z ustawą płacimy tyle, ile mamy płacić. A np. w mojej wspólnocie mieszkają zwłaszcza emeryci, a dla nich jest cenna każda złotówka - podkreślała, dowodząc, że każda dodatkowa opłata to dla mieszkańców duże obciążenie.
Prezesi PUK i EKO twierdzą, że zarządcy nieruchomości źle zrozumieli wystosowane do nich pisma. Wyraźnie z nich jednak wynika, że albo pojemniki wyprowadzac będą we własnym zakresie (co również może się wiązać z dodatkowymi kosztami), albo zapłacą za tę usługę firmom. W przeciwnym wypadku śmieci nie zostaną odebrane
Prezesi spółek PUK i EKO próbowali przekonać zarządców, że źle odczytali skierowane do nich pisma. – Informacja dotyczyła tego, aby z poszczególnymi administracjami, zarządcami omówić każdy problem oddzielnie. Generalnie naszym założeniem jest to, by pojemniki mogły być w sposób właściwy przygotowany do odbioru, czyli usytuowane jak najbliżej granicy nieruchomości – tłumaczył Andrzej Werbiński, prezes PUK. - Pismo, które wysłaliśmy do administratorów, nie było pismem tendencyjnym, jednostronnym, narzucającym konieczność zapłaty. Wyjaśnialiśmy tylko, że jeśli zarządca będzie miał z różnych względów problem z wystawieniem pojemnika, oferujemy swoje usługi – dodał Sławomir Rudowicz, prezes firmy EKO. Zarządcy mieli jednak własne zdanie na ten temat. - Mówienie, że nie chodzi o pieniądze jest absolutną bzdurą. Jeśli spojrzymy na nowe umowy z wyceną, to na każdej nieruchomości, którą ja zarządzam to są kwoty, które przekraczają miesięcznie 100 zł brutto. To daje ponad 1200 zł rocznie – dowodził Dariusz Kowalewski, zarządca nieruchomości. Wątpliwości zainteresowanych budziły także względy techniczne, a więc gdzie, w jaki sposób i kiedy mieliby wystawiać swoje kontenery. Zwłaszcza jeśli chodzi o śródmieście – na chodniki, na ulice? - A kto będzie płacił odszkodowanie przechodniom i właścicielom za zniszczone samochody? Żadna z tych firm nie jest w stanie określić, kiedy przyjedzie po śmieci – mówiła Grażyna Goździewicz.
Argumenty drugiej strony także są zrozumiałe. - Są takie nieruchomości, które mają wejścia od ulicy i są to bramy z domofonami. Pracownicy muszą dzwonić i prosić mieszkańców, żeby uprzejmie ktoś wpuścił ich na podwórze – tłumaczyła zgromadzonym Ewa Maciaszek, naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska, Rolnictwa i Gospodarki Komunalnej Urzędu Miejskiego w Kaliszu. - Są też nieruchomości posiadające boksy i do każdego z tych boksów są inne klucze. Kiedy firmy przyjeżdżają odbierać odpady, pracownicy dobierają klucze, szukają, dopasowują. To utrudnia tę usługę.
Wobec sprzeciwu zarządców nieruchomości, PUK i EKO odłożyły w czasie wprowadzenie nowych zasad odbioru śmieci i negocjują z zarządcami nieruchomości. Od lewej: Ewa Maciaszek (UM), Andrzej Werbiński (PUK)i Sławomir Rudowicz (EKO)
Z kolei Sławomir Rudowicz, prezes EKO przypomniał że ustawienie kosza z odpadami jak najbliżej granicy nieruchomości to ustawowy obowiązek właściciela lub zarządcy. - Nie możemy pozwolić sobie na to, żeby firmy przejęły obowiązki zarządców nieruchomości, a tak właśnie jest od dwóch lat – dowodził Rudowicz – Niektórzy nam mówią: „Dlaczego mogliście kiedyś, a nie możecie teraz?” Kiedyś wykonywaliśmy tę usługę w oparciu o umowy dwustronne tj. między firmą a klientem. W niektórych przypadkach było drożej, w niektórych taniej. W tej chwili, od dwóch lat, znajdujemy się w zupełnie innej rzeczywistości, bo to gmina odpowiada za odbiór odpadów. Niestety do niektórych ta nowa rzeczywistość nie dotarła. My sygnalizowaliśmy wielokrotnie konieczność zrezygnowania z bycia klucznikami nieruchomości – wyjaśniał prezes EKO. Jego zdaniem zarządcy muszą zmierzyć się z tym problemem. – Teraz okazuje się, że zarządca nie posiada gospodarza nieruchomości, nie posiada dozorcy, że dozorca czy dozorczyni nie jest w stanie sam/sama pcha pojemnika przez 30 czy 50 m do granicy nieruchomości. My to rozumiemy, ale to nie jest nasz problem. To jest problem administratora nieruchomości. I jest nam niezmiernie przykro, że administratorzy nie dopuszczają do siebie tego typu wytłumaczeń, tylko atakują nas – mówił Sławomir Rudowicz.
Prezesi spółek zapewniaj jednak, że problem będą omawiać z zarządcami do skutku, czyli do uzgodnienia takiej formy współpracy, która zadowoli każdą ze stron. Na razie kwestię nowych zasad odbioru śmieci odłożono w czasie.
Agnieszka Gierz, Ewelina Samulak, MIK, fot. AG, ES
Napisz komentarz
Komentarze