W pojedynku dwóch wielkopolskich ekip, występujących w grupie A pierwszej ligi, trudno było wskazać faworyta, bo w poprzednich ligowych potyczkach spisywały się one podobnie. O wyniku zadecydowała dyspozycja dnia, a ta w sobotę przemawiała na korzyść leszczynian. – Oba zespoły prezentują równy poziom. Wszystko zależy od podejścia i zaangażowania w dany mecz poszczególnych zawodników. Dzisiaj to my byliśmy lepsi, za tydzień sytuacja może być inna – ocenia Ryszard Kmiecik, szkoleniowiec Realu.
MKS dobrze wszedł w sobotnie spotkanie, ale był to jedyny udany fragment w wykonaniu kaliskiej siódemki. Prowadzeniem 4:2 długo się ona nie cieszyła. Po tym, jak na początku rywalizacji kontuzji kolana nabawił się podstawowy skrzydłowy Michał Bałwas, gra przyjezdnych w ofensywie przypominała bicie głową w mur. – Michał to dobry duch zespołu. Niestety kontuzja nie pozwoliła mu na dalszą grę. Musieliśmy sobie radzić w inny sposób, ale nie przyniosło to zamierzonego efektu – komentuje trener Paweł Rusek. Zmiennik Bałwasa, Michał Czerwiński spisał się całkiem nieźle, notując cztery trafienia, najwięcej spośród kaliszan, ale on także kończył zawody z urazem. W MKS-ie brakowało zawodnika, który przejąłby na siebie ciężar zdobywania bramek. Takich graczy miał w swoich szeregach Real. Marcin Tórz i Marcin Giernas rzucili w sumie 15 goli, prowadząc miejscowych do zwycięstwa 29:17. Wszelkich złudzeń szczypiorniści znad Prosny zostali pozbawieni od 47. minuty, kiedy to gospodarze popisali się serią sześciu kolejnych trafień (26:15).
Brak ofensywnych armat to główny powód porażki kaliskiej drużyny. W pierwszej połowie goście zapisali na swoje konto zaledwie osiem bramek. W drugiej dołożyli niewiele więcej, bo dziewięć. Przy tak skromnej zdobyczy trudno było myśleć o korzystnym wyniku. – Zarówno w pierwszej, jak i drugiej połowie graliśmy na skuteczności rzutowej w granicach 30 procent. Nie można więc marzyć o wygranej, tym bardziej na terenie przeciwnika. Było widać bezradność naszych zawodników w ataku pozycyjnym – załamuje ręce trener Rusek.
Kaliszanie wyraźnie muszą popracować nad ustabilizowaniem formy. Jak na razie lepsze zawody przeplatają tymi gorszymi. – Nie będę ukrywał, że cały czas się zgrywamy. W jednym meczu wychodzi nam wszystko, w drugim gramy katastrofę, tak jak dzisiaj. Oddawaliśmy rzuty z nieprzygotowanych pozycji, a przy niemocy w ofensywie nie da się wygrać spotkania – ocenia obrotowy Łukasz Kobusiński.
W pierwszoligowej tabeli MKS plasuje się na dziewiątym miejscu. W najbliższy weekend zagra w Arenie z Wolsztyniakiem Wolsztyn.
Michał Sobczak, fot. Paweł Sowa
Napisz komentarz
Komentarze