Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Piłkarskie święto przy Wale Matejki. KKS wygrał ważny mecz (FOTO i WIDEO)

Szczelnie wypełniony stadion, niemilknący doping kibiców, a do tego niezwykle cenne zwycięstwo kaliskich piłkarzy. Tak w skrócie można opisać sobotnie spotkanie na obiekcie przy Wale Matejki. KKS pokonał Elanę Toruń 2:1 i ponownie zameldował się w górnej połówce tabeli trzeciej ligi.
Kliknij aby odtworzyć

To było iście piłkarskie święto. Kto odwiedził w sobotę stadion w kaliskim Parku Miejskim, z pewnością tego nie żałował. Rzadko się bowiem zdarza, żeby frekwencja na trzecioligowym meczu przekroczyła 1000 widzów, a taka właśnie sytuacja miała miejsce w sobotę. Co więcej, trybuny tętniły nieustającym dopingiem od pierwszej do ostatniej minuty, zarówno dla jednej, jak i drugiej drużyny, bo do Kalisza przyjechała pokaźna, licząca ponad 300 osób, grupa kibiców z Torunia. Sam mecz może nie był porywającym widowiskiem, ale na pewno nie brakowało w nim walki i emocji, czyli tego, czego oczekują widzowie. I to, co najważniejsze – trzy punkty pozostały nad Prosną.

To, co uradowało trenera Sławomira Suchomskiego, to fakt, że jego podopieczni wyciągnęli wnioski z kompromitującej porażki we Wronkach. Tym razem nie popełnili błędu sprzed tygodnia i od samego początku postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Konsekwencją takiej postawy był gol strzelony już w 5. minucie przez Joshuę Baloguna. Nigeryjczyk wykorzystał swoje największe atuty, czyli szybkość i dynamikę. Po tym, jak przypadkowo odbita od Jakuba Budrowskiego futbolówka pomknęła w jego kierunku, natychmiast wrzucił wyższy bieg i uciekł całej defensywie Elany, po to, by czubkiem buta skierować futbolówkę do siatki, obok wychodzącego z bramki Huberta Świtalskiego.

Bez wątpienia był to moment, który wydatnie wpłynął na dalszy przebieg rywalizacji. Z kaliszan zeszła bowiem presja, jaka ciążyła na nich po ostatniej porażce. Uwierzyli oni, że limit pecha został już wyczerpany. Grali więc z większą swobodą i czekali na to, jak na stratę gola zareagują rywale. Ci z upływem czasu przejęli nawet inicjatywę, częściej utrzymując się przy piłce, ale nic z tego nie wynikało, bo pierwszy groźny strzał oddali dopiero w 33. minucie. Wtedy KKS prowadził już 2:0. Prowadzenie gospodarzy podwyższył osiem minut wcześniej Iwelin Kostow, który pewnie wyegzekwował „jedenastkę”, podyktowaną za faul bramkarza na szarżującym Błażeju Ciesielskim. Była to druga w tym meczu sytuacja, kiedy golkiper zahaczył w polu karnym szarżującego Ciesielskiego, ale w poprzedniej nie dopatrzył się przewinienia.

Kaliszanie miewali też niestety słabsze fragmenty gry. Szczególnie w końcówce pierwszej połowy, kiedy to dali zepchnąć się do defensywy. Przyjezdni śmielej przedostawali się wtedy pod pole karne gospodarzy i przy odrobinie szczęścia zdobyli gola kontaktowego. W 41. minucie arbiter wskazał na kaliskie „wapno”, gdy Marcin Lis, ofiarnie blokując strzał Krystiana Tomaszewskiego, dotknął piłki ręką. Szczęśliwym wykonawcą rzutu karnego okazał się Patryk Aleksandrowicz. Szczęśliwy to w tym wypadku słowo klucz, bo piłka po jego uderzeniu przeszła tuż pod interweniującym Adamem Wasilukiem, któremu do udanej interwencji zabrakło naprawdę niewiele.

W zasadzie na pierwszej połowie mecz mógł się zakończyć, bo w ostatnich trzech kwadransach spotkania rezultat już się nie zmienił. Choć były okazje, zarówno z jednej, jak i drugiej strony, by końcowe rozstrzygnięcie było nieco inne. Najgroźniejsze stworzyli miejscowi. Dwukrotnie na bramkę uderzał Błażej Ciesielski. Za pierwszym razem nikt z jego kolegów nie dołożył nogi na dalszym słupku, a nieco później piłka z niesamowitą prędkością minęła spojenie słupka z poprzeczką. Golkiper Elany musiał też zareagować na strzały Stajko Stojczewa i Mateusza Ariana. Goście przeprowadzili dość nieśmiały szturm w końcówce, ale nie przyniósł on pożądanego przez nich efektu.

KKS wygrał ważne spotkanie, bo nie tylko zatarł złe wrażenie po ubiegłotygodniowej klęsce z rezerwami Lecha, ale pokonał też przeciwnika, z którym bije się o miejsce w bezpiecznej strefie. Szkoda tylko, że „trójkolorowi” nie wygrali różnicą dwóch bramek, bo wtedy, w przypadku równej ilości punktów na koniec sezonu, byliby w tabeli wyżej od torunian. Niemniej jednak dzięki dziesiątemu zwycięstwu w tych rozgrywkach podopieczni Sławomira Suchomskiego wrócili na ósme miejsce, zamykając górną część stawki. Ta lokata może dać utrzymanie, o ile przez baraże do drugiej ligi przebije się zwycięzca ligi.

Do rozegrania w tym sezonie pozostało jeszcze sześć kolejek, w których kaliszanie również muszą postarać się o zdobycze punktowe. Najbliższa potyczka już we wtorek w Środzie Wielkopolskiej z tamtejszą Polonią, do której KKS traci obecnie sześć oczek. Jak istotny jest to pojedynek, chyba nie trzeba specjalnie wskazywać.

Michał Sobczak

***

KKS Kalisz – Elana Toruń 2:1 (2:1)
Bramki:
1:0 Joshua Balogun 5. min, 2:0 Iwelin Kostow 25. min (karny), 2:1 Patryk Aleksandrowicz 41. min (karny).
Żółte kartki: Lis, Trzepacz, Arian (KKS) oraz Aleksandrowicz, Vasiutyn (Elana). Sędziowali: Dawid Maciejewski oraz Adam Szuda i Kamil Danielczyk (Poznań). Widzów: 1000.
KKS: Wasiluk – M. Tomaszewski, Lis, Arian, Stojczew – Ciesielski, Grzesiek, Budrowski (60. Trzepacz, 90. Majewski), Kostow, Chojnacki – Balogun.
Elana: Świtalski – Wróblewski, Vasiutyn, Michalak, Zamiatowski (89. Kot), Więckowski, Karbowski (77. Grudziński), Maćkiewicz (85. Born), Żurek, Aleksandrowicz, K. Tomaszewski.


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
bezchmurnie

Temperatura: 13°CMiasto: Kalisz

Ciśnienie: 1027 hPa
Wiatr: 14 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama