Obserwując pierwszą połowę trudno było dostrzec, że to KKS-owi bardziej zależy na wygranej i że to KKS, a nie Ostrovia, wciąż ma szansę na utrzymanie w trzeciej lidze. Kaliszan wyraźnie bowiem zjadła derbowa trema. Grali chaotycznie, niedokładnie, popełniali błędy, które mogły ich srogo kosztować. A pogodzeni ze spadkiem rywale, pałający żądzą rewanżu za ostatnie niepowodzenia w derbowych potyczkach, konsekwentnie przedostawali się pod pole karne miejscowych i często zatrudniali Marcina Żółtka. Ten pierwszą interwencję zanotował już w trzeciej minucie, broniąc strzał Patryka Cierniewskiego. Potem jeszcze parokrotnie musiał ratować swój zespół, m.in. po uderzeniach Daniela Kaczmarka i Marka Szymanowskiego. Czujność zachował też przy rzucie wolnym pośrednim dla przeciwników z okolicy 10. metra. W 43. minucie był już jednak bezradny. Kilkoma podaniami z pierwszej piłki kaliską defensywę rozklepali wówczas Kaczmarek oraz Michał Giecz, który w ten sposób znalazł się sam przed golkiperem z Kalisza, nie dając mu żadnych szans na obronę. Byłoby naprawdę źle, gdyby nie fakt, że mimo gry poniżej swoich możliwości gospodarzom też udało się ulokować futbolówkę w siatce. Uczynił to w 8. minucie Marcin Tomaszewski, który wykorzystał rzut karny podyktowany za zagranie piłki ręką przez Damiana Błaszczyka. Była to w zasadzie jedyna bramkowa okazja dla kaliszan w pierwszej części meczu.
KKS potrzebował wstrząsu, bo jego gra się po prostu nie układała. To, co trener Sławomir Suchomski powiedział swoim podopiecznym w szatni w przerwie spotkania, z pewnością pozostanie tajemnicą, ale widać było w drugiej połowie, że podziałało na miejscowych niezwykle motywująco. Już pierwsze minuty po wznowieniu gry były w wykonaniu „trójkolorowych” lepsze niż cała pierwsza połowa. Pechowcem w tym fragmencie okazał się jednak Stajko Stojczew, który w odstępie niespełna 120 sekund dwukrotnie obił poprzeczkę ostrowian. Niemniej, te sytuacje zwiastowały, że KKS przeszedł metamorfozę, w końcu wziął na siebie ciężar gry i to on będzie miał inicjatywę. Ofensywne nastawienie szybko zostało nagrodzone. W 55. minucie przyjezdni nieporadnie wybijali piłkę po centrze Konrada Chojnackiego, aż ta trafiła na nogę Iwelina Kostowa, który mierzonym strzałem wyprowadził swoją drużynę na prowadzenie. I gdy wydawało się, że kolejne bramki dla miejscowych będą tylko kwestią czasu, plany pokrzyżowała im czerwona kartka, którą w 64. minucie ujrzał Chojnacki. Skrzydłowy już po faulu, za który miał otrzymać żółtą kartkę, kopnął swojego przeciwnika, za co arbiter bez wahania pokazał mu „czerwień”. Od tego momentu niebiesko-biało-zieloni musieli nieco zmodyfikować swoje zamierzenia i skupić się głównie na obronie korzystnego rezultatu. A przy okazji czyhać na kontry, które mogłyby załatwić sprawę. Oba zadania, mimo ponad półgodzinnej gry w osłabieniu, podopieczni trenera Suchomskiego wykonali wzorowo. Nie dość, że nie dopuścili gości do klarownych sytuacji (poza jedną w końcówce, gdy Żółtek szybko naprawił swój błąd, parując na róg uderzenie z bliska), to tuż przed upływem regulaminowego czasu gry postawili kropkę nad „i”. Joshua Balogun uruchomił wtedy na lewym skrzydle Michała Grześka, ten wypatrzył na drugiej flance pozostawionego bez opieki Przemysława Balcerzaka, który uderzył dość szczęśliwie, ale skutecznie, ustalając rezultat na 3:1. – Piłka widocznie mnie szuka, bo to już kolejny gol, którego zdobyłem wchodząc na końcówkę meczu – mówił po spotkaniu strzelec trzeciej bramki dla KKS-u.
Wygrywając derbowy mecz kaliski zespół przedłużył nadzieje na pozostanie w szeregach trzecioligowców. Niestety w sobotę wygrywali też rywale w walce o utrzymanie, więc sytuacja w tabeli niewiele się zmieniła. KKS wciąż jest ósmy i traci do bezpiecznej siódmej lokaty, zajmowanej przez Wdę Świecie, cztery oczka. Trzy punkty przewagi ma natomiast nad Elaną Toruń, ale legitymuje się gorszym bilansem bezpośrednich spotkań, więc przy równej liczbie punktów na koniec sezonu, wyżej w tabeli będą torunianie. Do zakończenia rozgrywek pozostały już tylko dwie kolejki. Za tydzień team z Kalisza zagra w jaskini lwa, bo wybiera się do Poznania na mecz z liderującą Wartą. W międzyczasie zmierzy się z Górnikiem Konin w ramach ćwierćfinałowego pojedynku wielkopolskiego Pucharu Polski.
Michał Sobczak
***
KKS Kalisz – Ostrovia Ostrów Wlkp. 3:1 (1:1)
Bramki: 1:0 Marcin Tomaszewski 8. min (karny), 1:1 Michał Giecz 43. min, 2:1 Iwelin Kostow 55. min, 3:1 Przemysław Balcerzak 90. min.
Żółte kartki: Budrowski, Grabowski (KKS) oraz Kucharski, Wiącek (Ostrovia). Czerwona kartka: Konrad Chojnacki (KKS, 64. min, za niesportowe zachowanie). Sędziowali: Artur Rózga oraz Dariusz Drozd i Krzysztof Giczela (Bydgoszcz). Widzów: 500.
KKS: Żółtek – Tomaszewski, Gawlik, Arian, Grabowski (90+4. Trzepacz) – Chojnacki, Grzesiek, Stojczew (89. Czech), Kostow (83. Balcerzak), Balogun – Majewski (69. Budrowski).
Ostrovia: Wronecki – Błaszczyk, Wiącek, Wachowiak, Krawczyk – Cierniewski (66. Kempiński), Kucharski (74. Krystek), Rusek, Szymanowski – Kaczmarek, Giecz.