Suzanne Vega wygrywała plebiscyty i zajmowała najważniejsze miejsce w sercach słuchaczy na całym świecie w latach 80. i 90. Jednak jej największe przeboje wciąż przypominają stacje radiowe oraz kolejni artyści, którzy je reinterpretują bądź remiksują.
Na kaliskim koncercie, oczywiście nie zabrakło takich hitów, jak „My name is Luka”, „Tom’s Diner” czy „Caramel”, ale niektóre Vega zaproponowała w odświeżonej wersji, co ułatwiła jej obecność znakomitego gitarzysty, niegdyś współpracownika Davida Bowiego, Jerry’ego Leonarda.
Ponadczasowość piosenek Vegi i wierność jej fanów, z których większość ma jednak ponad 40 bądź 50 lat, wynika z jej artystycznej autentyczności. - Czasem eksperymentuję z różnymi rzeczami i liczę na to, że powstanie hit. Zawsze pojawiał się w moich albumach przynajmniej jeden utwór, który inspirowany był popularnymi muzycznymi trendami, ale żaden z nich nie uzyskał takiej popularności jak moje utwory, które opowiadają prawdziwe historie napisane prosto z serca – mówi Suzanne Vega, piosenkarka. - Więc nauczyłam się z tego, że lepiej dla mnie jest pisać o tym, co czuję. Czasem testuję nowe style, lecz jestem przekonana, że jako artysta powinno być się szczerym i autentycznym w każdym momencie.
Kaliska publiczność gorąco oklaskiwała również nowe piosenki Suzanne Vegi, które świetnie zabrzmiały w jej kaliskim koncercie. Jesienią ukaże bowiem nowa płyta złożona z utworów napisanych specjalnie do sztuki teatralnej, również jej autorstwa. Monodram zatytułowany „Love. Beloved” będzie opowiada o pisarce z Nowego Jorku, która traci kontrolę nad swoim życiem.
Robert Kuciński, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze