To był mecz wyłącznie dla widzów o mocnych nerwach. Kaliszanki postarały się o to, aby, przynajmniej w zakresie poziomu emocji, nikt z obecnych nie odczuwał niedosytu. Po dwóch wyjazdowych porażkach nie było to łatwe zadanie, ale one poradziły z nim sobie doskonale, fundując kibicom zacięty pięciosetowy spektakl, zakończony happy endem. – To był mecz walki o każdą piłkę, może z wyjątkiem czwartego seta. Dziewczyny zostawiły kawał serca na parkiecie. Jestem dumny z całego zespołu, jak i z każdej dziewczyny z osobna – przyznaje trener Daniel Przybylski.
Już pierwszy set trzymał w napięciu do ostatnich piłek i trochę szkoda, że ostatecznie rozstrzygnęły go na swoją korzyść przyjezdne (25:27), bo miejscowe prowadziły w nim od początku aż do stanu 22:21. To nie zniechęciło beniaminka, który w drugim secie, przegrywając 8:12, odrodził się jak feniks z popiołów. Za sprawą trudnych serwisów Katarzyny Drewniak, po których rywalki nie potrafiły wyprowadzić skutecznego ataku, podopieczne trenera Przybylskiego odrobiły straty i wyszły na prowadzenie (17:16), którego już nie oddały do końca partii. Uskrzydlone takim obrotem spraw rewelacyjnie weszły w trzecią odsłonę, błyskawicznie odskakując na 8:1. I choć z czasem przewaga stopniała, a w pewnym momencie to gliwiczanki przybliżyły się do wygranej w secie (17:18 po ataku Eweliny Toborek – wychowanki SSK Calisia; w ekipie z Gliwic zagrała jeszcze jedna kaliszanka – Martyna Tracz), końcówka partii ponownie należała do kaliszanek, które wygrały ją do 21. Ostatecznie losy meczu rozstrzygnęły się w tie-breaku, bo czwarta odsłona tylko do stanu 6:4 układał się po myśli siatkarek znad Prosny. Potem przeciwniczki punktowały seryjnie i doprowadziły do remisu.
Decydujący set niemal w całości toczył się pod dyktando miejscowych zawodniczek. Mogło się wydawać, że nie będą one miały żadnego problemu, by sfinalizować zwycięstwo. W końcówce odskoczyły bowiem na cztery punkty (13:9), otwierając sobie drogę ku wygranej. Kaliszanki zadbały jednak o to, by kibice nieprędko opuścili halę. Mimo że miały nawet kilka meczboli, to potem same musiały się przed nimi bronić. Kluczową rolę w grze na przewagi odegrała Sylwia Grobys, której punkty pozwoliły zawodniczkom beniaminka cieszyć się z upragnionej wygranej. Po jej ataku i bloku MKS prowadził 18:17, a po kolejnym zbiciu z lewego skrzydła zwyciężył 21:19.
– Przede wszystkim bardzo się cieszę, że mamy pierwsze punkty, pierwsze zwycięstwo i to w pierwszym meczu u siebie. Kibice dopisali i jestem przekonany, że z meczu na mecz będzie ich coraz więcej – podsumował trener Przybylski.
Kaliszanki nie mają zbyt wiele czasu na odpoczynek. W sobotę czeka ich bowiem kolejna batalia. Tym razem w Opolu z tamtejszym AZS-em. W Arenie ponownie zagrają 22 października, a ich rywalkami będą wtedy siatkarki WTS Solna Wieliczka.
Michał Sobczak
***
MKS Calisia Kalisz – AZS Politechniki Śląskiej Gliwice 3:2 (25:27, 25:23, 25:21, 13:25, 21:19)
MKS: Łysiak, Grzanka, Drewniak, Grobys, Łukasiewicz, Isailović oraz Kuehn-Jarek (l), Głowiak, Paluszczak, Karpińska, Makowska.
AZS: Toborek, Gutkowska, Stachowicz, Shapoval, Grzechnik, Szczepańska oraz Bąkowska (l), Wasiak, Tracz.
Napisz komentarz
Komentarze