Dziś w miejscu, gdzie doszło do tragedii, stoją znicze, leżą kwiaty. Nikt nie może pojąć tego, co stało się tutaj w poniedziałek. Jeszcze wczoraj pan Krzysztof był wśród nich. Na dworcu PKS pracował dopiero od pół roku, ale przez ten czas dał się poznać innym pracownikom jako sympatyczny, uczynny człowiek. Od niedawna szczęśliwy dziadek - urodziła mu się wnuczka.
Komandoski nóż wbijał z zimną krwią
Do tragedii doszło w poniedziałek, około godziny 11:30. 59-letni Krzysztof, pracownik firmy zewnętrznej odpowiadał za porządek na terenie dworca PKS. Był ochroniarzem, zajmował się utrzymaniem czystości. Mężczyzna odśnieżał chodnik. Najprawdopodobniej w tym czasie jego morderca, Adrian S. błąkał się po Galerii Amber. - Byłam w galerii i w jednym ze sklepów chodził facet. Po wyjściu ze sklepu mówił coś o nożu, że najchętniej by pozabijał. Ale od razu wyszedł. Może to on skoro obok jest dworzec… – pisze w jednym z komentarzy pod naszym wczorajszym artykułem czytelniczka.
26-letni kaliszanin, Adrian S. zaszedł swoją ofiarę od tyłu i zadał jej ciosy dużym nożem w plecy. Wszystko działo się na oczach pasażerów. Maria, pracownica PKS-u słyszała krzyki: Pomocy! Ratunku! - On na nim siedział i go dźgał jeszcze. Patrzę – kto tam leży? Myślę, Krzychu miał dyżur. I to wszystko. Moment, sekunda. Chwilę wcześniej wyszłam, by wyrzucić ogryzki od jabłka. To przecież mogłam być ja – mówi nam Maria.
Z pomocą panu Krzysztofowi ruszyło dwóch pracowników technicznych KPT. 64-letni Jan i 36-letni Kamil. To ten starszy bez wahania rzucił się na napastnika i odciągnął go od poważnie już rannego pana Krzysztofa. Gdyby nie oni, nie wiadomo co lub kto zatrzymałoby zabójcę. Natychmiast wezwano służby. Do czasu przyjazdu pogotowia jedną z osób, które ratowały pana Krzysztofa, była Marzena. - Przybiegł po mnie kierowca, mówił, że doszło do jakieś skaleczenia. Pobiegłam szybko z bandażem. To jest nie do opisania, co przeżyliśmy. Pan na naszych oczach odchodził, a ten, który to zrobił, siedział obok niego. Żadnej reakcji. Nawet się nie ruszył. Ja siedziałam przy nim, zanim przyjechało pogotowie. To jest nie do opisania. Był jeszcze przytomny. Cały czas mówił, że nie może oddychać, że jest mu słabo. Myśleliśmy, że go uratują… Jak sanitariusze odwrócili pana Krzysztofa, to krew się lała strumieniem. To była potężna rana. Nóż był bardzo duży, z takich komandoskich. Napastnik sobie siedział i nie okazywał żadnych uczuć. Bez żadnej reakcji. Na pewno był pod wpływem jakiś narkotyków albo dopalaczy, bo to co zrobił, nie mieści się w głowie, żeby podejść do człowieka i z zimną krwią go zaatakować. To mogło spotkać każdego, kto był w tym czasie na dworcu, każdego z nas – mówi poruszona Marzena.
Zespół Ratownictwa Medycznego reanimował Krzysztofa trzykrotnie. Niestety nie udało się go uratować. Obrażenia były zbyt rozległe.
„Z góry coś mu mówiło, że musi kogoś zabić”. Adrian S. przyznał się do winy
26-letni Adrian S. po obezwładnieniu przez pracowników KPT siedział spokojnie i patrzył jak jego ofiara walczy o życie. -Skruchy nie dawał. Po tym co zrobił, był spokojny. On był ponoć po dopalaczach, bo mówił w samochodzie policyjnym, że z góry mu coś mówiło, że musi kogoś zabić – mówi Maria.
We wtorek napastnik został przesłuchany przez prokuratora. - Prokurator Rejonowy w Kaliszu przesłuchał w charakterze podejrzanego tę osobę. Podejrzany jest o czyn z artykułu 148 KK p.1, czyli zabójstwo. W toku przesłuchania podejrzany przyznał się do zarzucanego mu czynu. Wskazał okoliczności tego zdarzenia. Prokuratura zleciła przeprowadzenie badania przez biegłych psychiatrów. Mężczyzna nie wskazywał motywów. Wskazywał na głosy, które słyszał. Narzędziem zbrodni był nóż zakupiony bezpośrednio przed zdarzeniem. Wniosek o areszt będzie sformułowany po uzyskaniu dwóch opinii: wyników sekcji zwłok i wstępnej oceny badań biegłych psychiatrów - przekazuje nam Maciej Meler, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Ostrowie Wielkopolskim.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że 26-latek leczył się psychiatrycznie. Adrianowi S. grozi teraz od 8 do 15 lat, 25 lat więzienia lub dożywocie.
Żałobne wstążki na autobusach, zbiórka dla rodziny
Krzysztof za cztery miesiące obchodziłby 60-te urodziny. Zostawił żonę, dwóch synów, wnuczkę, z której tak się cieszył. Pracownicy spółek transportowych: PKS, KLA i KPT sami wyszli z inicjatywą, by zorganizować dla rodziny zbiórkę pieniędzy. – Ten pomysł wyszedł od załogi i na pewno będziemy chcieli go zrealizować. Jak najszybciej wypełnimy wszelkie formalności w tej kwestii. Na pewno nie zostawimy rodziny pana Krzysztofa bez pomocy finansowej i bez wsparcia – mówi Mariusz Wdowczyk, prezes Kaliskiego Przedsiębiorstwa Transportowego.
Szczegóły zbiórki będą znane w najbliższych dniach. Najprawdopodobniej dołączyć się do niej będą mogli wszyscy kaliszanie.
Agnieszka Gierz, fot. autor, wideo: Magazyn Miejski
Napisz komentarz
Komentarze