Kaliszanie wiedzieli, że jeśli pokonają w sobotę outsidera rozgrywek, to strącą z ligowego szczytu Olimpię Piekary Śląskie i przejmą od niej upragnione berło lidera. Była to więc szansa, której zmarnować po prostu nie mogli. Trudno bowiem było sobie wyobrazić, że pogodzony ze spadkiem rywal będzie w stanie pokrzyżować gospodarzom szyki. Najwyraźniej jednak stawka meczu nieco ich sparaliżowała, bo długo nie potrafili uzewnętrznić wyższości nad zdecydowanie niżej notowanym przeciwnikiem. Wprawdzie w początkowych fragmentach miejscowi nieznacznie przeważali – różnicą jednego, czasem dwóch trafień – jednak im bliżej było końca pierwszej połowy, tym czynili coraz więcej, by doprowadzić swojego szkoleniowca do szewskiej pasji. Apogeum tego stanu nastąpiło w 23 minucie, gdy po serii błędów i strat kaliskiej ekipy na dwubramkowym prowadzeniu niespodziewanie byli goście (11:9). Na przerwę oba zespoły schodziły przy remisie 12:12, który satysfakcjonować mógł jedynie przyjezdnych. – Byłem naprawdę bardzo zły na zespół. W szatni odbyliśmy poważną rozmowę. Chłopacy nie tyle odpuścili, co po prostu grali ospale, bez tempa, na stojąco. Umawialiśmy się na zupełnie inne granie – pieklił się grający trener Bartłomiej Jaszka.
Reprymenda poskutkowała, choć dopiero w ostatnim kwadransie zawodów. Niemniej był on w wykonaniu kaliszan wręcz bajeczny. Zwłaszcza fragment pomiędzy 48 a 56 minutą. W tym czasie MKS poczęstował grodkowian serią dziewięciu kolejnych goli (32:21). Różnicę robili skrzydłowi – Michał Drej i Michał Bałwas – którzy instynktownie wychodzili do kontrataków, skutecznie je zresztą finalizując. Pewną rękę miał też Kamil Adamski, który wziął na siebie ciężar wykonywania siódemek. Tylko w drugiej połowie team znad Prosny rzucił w sumie aż 23 bramki, niemal dwa razy więcej niż przed przerwą. Przy takiej grze ręce same składały się do oklasków. – W drugiej połowie przyspieszyliśmy, obrona popracowała trochę mocniej i zdobywaliśmy łatwe bramki. Tak to powinno wyglądać od początku – zauważa Bartłomiej Jaszka.
Po ostatniej syrenie radość w szeregach miejscowej drużyny i jej kibiców była ogromna. W pełni zresztą uzasadniona. Zwyciężając 35:23 ekipa trenera Jaszki nie tylko wygrała dziesiąty mecz z rzędu, ale – co najważniejsze – po wielu tygodniach oczekiwań objęła fotel lidera grupy B pierwszej ligi. Teraz nie pozostaje jej nic innego, jak go utrzymać. Tym bardziej, że do końca sezonu pozostały już tylko dwie kolejki.
Dodać należy, że w trakcie sobotniego spotkania w Arenie przeprowadzono charytatywną zbiórkę na rzecz ciężko chorej 6-letniej Julki z Kalisza, podopiecznej Fundacji Bread of Life, zmagającej się z kardiomiopatią rozstrzeniowo-gąbczastą, niezwykle rzadką chorobą niszczącą strukturę mięśnia sercowego. Do puszek wolontariuszy trafiło w sumie 2931 zł. Na tę kwotę złożyły się też środki z licytacji sportowych gadżetów, w tym koszulki MKS-u z podpisami wszystkich zawodników. Jej wartość wyniosła ostatecznie 400 zł.
Michał Sobczak
***
MKS Kalisz – Olimp Grodków 35:23 (12:12)
MKS: Jarosz, Marciniak – Adamski 6, Drej 5, Rosiek 5, Bałwas 4, Czerwiński 3, Klopsteg 3, Książek 3, Galewski 2, Misiejuk 2, Bożek 1, Jaszka 1, Kobusiński, Mosiołek, Piosik
Kary: 8 min. Rzuty karne: 5/7
Olimp: Młoczyński, Madaliński – Chmiel 6, Prokop 6, Baran 4, Żubrowski 2, Gradowski 1, Klimków 1, Piech 1, Starczewski 1, Świerczyński 1, Buczyński, Bujak, Koszyk, Mierzwiński
Kary: 8 min. Rzuty karne: 4/6
Sędziowali: Grzegorz Christ (Wrocław) i Tomasz Christ (Świdnica)
Widzów: 300
Napisz komentarz
Komentarze