Był kwietniowy wieczór 2016 roku. Andrzej Ludwiczak wracał z „Wieczorynki”. Na pasach u zbiegu Ogrodowej z aleją Wojska Polskiego czekał na zielone światło. Wtedy obok stanęła kobieta i zagadała do niego. Całą scenę z okna pobliskiej kamienicy obserwował jej chłopak, Jakub K. Chwilę później, kiedy oboje byli już po drugiej stronie ulicy, 23- latek wybiegł z budynku i zaatakował wracającego ze szpitala mężczyznę. Wszystko nagrały kamery monitoringu miejskiego. – Mąż był już może z 10 metrów od przejścia. I ta dziewczyna zauważyła, że ten chłopak biegnie i zaczęła krzyczeć: „Jakub! ten pan nic mi nie zrobił” i mąż w tym momencie się odwrócił w ich kierunku. Chłopak podbiegł i uderzył męża. Mąż się wywrócił, upadł na asfalt. Miał pęknięcie czaszki, dwa krwiaki, pękniętą żuchwę. – opowiada żona zaatakowanego kaliszanina.
Zostawili rannego na ulicy
Para nie udzieliła mu pomocy. Kobieta poszła po papierosy do pobliskiego sklepu. Leżącego na chodniku mężczyznę zauważył przejeżdżający aleją Wojska Polskiego policjant. On wezwał pogotowie. Andrzej Ludwiczak trafił do szpitala. Żona o tym, że jest na Poznańskiej dowiedziała się, kiedy do niego zadzwoniła. – Pojechaliśmy z synem do szpitala. Jeszcze wtedy był kontakt z mężem. Wiedział gdzie jest, ale nie wiedział, że został uderzony. Później było tylko gorzej. Miał nawet trepanację czaszki. Po 50 dniach zmarł – mówi załamana kobieta.
Jakub K. został zatrzymany kilka dni później. Mężczyzna został przesłuchany i wypuszczony. Prokuratura zarzuciła mu pobicie ze skutkiem śmiertelnym. W styczniu ruszył proces. 23-latek przyznał się do uderzenia Andrzeja Ludwiczaka. Mówił, że bronił swojej dziewczyny, a cała sytuacja to był impuls. Obrona wniosła o zmianę kwalifikacji czynu z pobicia ze skutkiem śmiertelnym na nieumyślne spowodowanie śmierci, argumentując, że 23-latek w momencie zdarzenia był niepoczytalny. Sąd na to przystał, ale apelację wniósł oskarżyciel. Do tej przychylił się sąd w Łodzi.
Oskarżony wiedzał, że może zabić
Dlatego kaliski sąd, kiedy sprawa ponownie trafiła tutaj, zlecił wydanie opinii o stanie psychicznym Jakuba K. Według psychiatry i psychologa mężczyzna wiedział, co robi, atakując swoją ofiarę. Dlatego prokurator zażądał 8 lat pozbawienia wolności i 200 tysięcy nawiązki na rzecz rodziny zmarłego mężczyzny. – Kiedy osoba młoda, wysportowana, sprawna fizycznie, uderza pięścią w okolicę głowy, osobę starszą, słabszą i mikrej postury, kiedy znajduje się ona na utwardzonym podłożu, to nie pozostawia wątpliwości, że w naszej sferze świadomości co najmniej godzimy się na to, że wywołamy u niej poważny skutek w postaci nawet jej śmierci. I tak w mojej ocenie było tutaj – mówiła prokurator Małgorzata Socha. – Oskarżony jest osobą młodą i wcześniej nie karaną. Mówił, że chce założyć rodzinę z osobą, którą chciał bronić przed wymyślonym zagrożeniem, którego skutkiem jest śmierć innej osoby. To wszystko się zgadza. Jednak jest też druga strona. Żona i rodzina zmarłego. Pokrzywdzona nie będzie miała szans na dalsze rozwijanie swojej rodziny. Pani mówiła, że była zżyta z mężem, że razem spędzali wakacje, święta. Za chwilę rozpoczną się wakacje i pokrzywdzona nie będzie miała szansy spędzić ich z mężem. Ani wakacji, ani kolejnych świąt. Wysoki Sądzie, ja bym bardzo chciała, abym ja i wszystkie osoby, które znajdują się na tej Sali, aby wychodząc na ulicę, nie czuły się zagrożone, aby czuły się bezpieczne, aby nie obawiały się ataku. – mówiła prokurator.
„Przekreślił znaczną część swojego życia”
Takiej samej kary chciał adwokat rodziny zmarłego. Tłumaczył, że taki wyrok to dla społeczeństwa sygnał, że nie ma przyzwolenia na kończące się tragedią wybryki. Tylko dlatego, że ktoś miał impuls. Chodząc ulicami nie możemy się bać odzywać do siebie. - Dlaczego się nie uśmiechnąć, dlaczego nie porozmawiać chwilę i nie powiedzieć, co fajnego się zdarzyło, nie opowiedzieć jakiejś ciekawostki? Dlaczego się odwracać bądź przesuwać w drugą stronę w obawie, że to się komuś nie spodoba -pytał Mariusz Tomaszewski, pełnomocnik Anny Ludwiczak. - Jest to nienormalne, żebyśmy żyli w takim społeczeństwie i w takich czasach. Dlatego w całości, podpisując się pod tym, co pani prokurator powiedziała, szkoda mi pana Jakuba, bo to człowiek młody i właściwie przez, być może jedno nieopaczne zachowanie, przekreślił znaczną część swojego życia, jednak Wysoki Sądzie on ma to życie jeszcze, jemu się nic nie stało. Mężowi mojej klientki nikt tego życia nie wróci.
Dla obrońcy oskarżonego wina mężczyzny jest bezdyskusyjna. Także konieczność poniesienia kary, ale powołując się na opinię biegłych, pełnomocnik Jakuba K. tłumaczył, że mężczyzna ma poziom inteligencji poniżej średniej, dlatego według niego kwalifikacja czynu powinna być zdecydowanie łagodniejsza niż chce prokuratura. – Trudno jest mi się oprzeć wrażeniu, że jedyna przesłanką, która miałby usprawiedliwiać tego typu wymiar kary jest prewencja ogólna, czyli oczekiwanie społeczne. Mimo wszystko twierdzę, że jest to troszkę w oderwaniu od zasad przewidzianych w art. 53 KK. – wyjaśniał obrońca Tomasz Koszycki. - W rozumowaniu oskarżonego to nie był błahy powód lub brak powodu, jakby to nie brzmiało tutaj w ocenie innych. Dla nas być może to był błahy powód lub powodu nie było, ale każdy z nas jest inaczej skonstruowany. Jak jest skonstruowany oskarżony, mamy to wyraźnie napisane w tejże opinii. Kryteria, którymi się kieruje i argumentacja, której używa dla usprawiedliwienia swoich zachowań daleko odbiegają od średniej w ocenach innych osób. – mówił obrońca.
Dlatego Tomasz Koszycki poprosił o wymierzenie kary w zawieszeniu. Tak by Jakub K. mógł także pracować, by wywiązać się z konieczności wypłacenia żonie zmarłego nawiązki. Sam 23-latek przeprosił za to co zrobił. - Nie kontrolowałem tego, co się działo. Wiem, że moje przepraszam nic nie da. Co dzień biję się myślami, że zrobiłem coś strasznego. Proszę o karę, która pozwoli mi funkcjonować w społeczeństwie, tak bym mógł odkupić swoje winy – prosił Jakub K.
Sąd uznał Jakuba K. za winnego. Za pobicie ze skutkiem śmiertelnym skazał go na 4 lata pozbawienia wolności. Zasądził też 50 tysięcy nawiązki na rzecz żony zmarłego. - Kwestia motywacji oskarżonego jest niewiarygodna. Przedstawiona przez niego wersja, że robił to w obronie swojej konkubiny, jak to określa swojej kobiety, po pierwsze - jak powiedziała sama konkubina i co wynika z monitoringu jej bezpieczeństwo nie było zagrożone, po drugie - kiedy oskarżony zjawił się na miejscu zdarzenia pobiegł nie do swojej konkubiny, by spytać czy coś się jej stało. Pobiegł do pokrzywdzonego, a następnie do domu. Nie był zainteresowany swoją konkubiną. Tajemnica tego zachowania tkwi według Sądu w tym, co musiało się stać przed tym zdarzeniem – uzasadnił wyrok Krzysztof Patyna, sędzia Sądu Okręgowego w Kaliszu.
Okolicznością łagodzącą był fakt, że wcześniej kaliszanin nie był karany i pracował. A zdarzenie z kwietnia ubiegłego roku było według Sądu incydentem w życiu Jakuba K. Żona zmarłego w wyniku pobicia mężczyzny zapowiedziała apelację.
AW, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze