Na Kalisz skierowane były w sobotę oczy całej handballowej Polski, bo to właśnie w Arenie oficjalnie zainaugurowano nowy sezon PGNiG Superligi. Bilety na ten mecz rozchodziły się jak ciepłe bułeczki, chętnych do zakupienia wejściówek nie brakowało nawet tuż przed rozpoczęciem pojedynku, dzięki czemu trybuny wypełniły się praktycznie po brzegi. Pełna hala, głośny doping, bogata oprawa, Mazurek Dąbrowskiego przed meczem, a do tego telewizyjna transmisja sprawiły, że wszyscy obecni mogli poczuć klimat wielkiego sportowego święta. Humorów zebranym widzom nie popsuł nawet wynik, niekorzystny dla gospodarzy, bo ten poniekąd był do przewidzenia. Vive to przecież czołowy zespół w Europie i absolutnie najlepszy w Polsce. Od dłuższego czasu nie ma w kraju równych sobie (w zeszłym sezonie wygrał wszystkie mecze ligowe). Dlatego dla gospodarzy była to przede wszystkim cenna lekcja na przyszłość i oswojenie się z superligową atmosferą. – My cały czas się uczymy i mam nadzieję, że wyciągniemy z tego spotkania jak najwięcej pozytywnych elementów. Potrzebujemy jeszcze czasu, przynajmniej 2-3 miesięcy, by grać na wyższym i zarazem optymalnym poziomie – podkreśla grający drugi trener MKS-u, Łukasz Kobusiński.
Do starcia z takimi tuzami, jak Sławomir Szmal, Karol Bielecki, Michał Jurecki, Mariusz Jurkiewicz czy Julen Aguinagalde, kaliszanie podeszli bez żadnych kompleksów. Na bramkę Bieleckiego otwierającą rezultat błyskawicznie odpowiedział Kirył Kniaziew, który stał się w ten sposób historycznym, bo pierwszym zdobywcą gola dla MKS-u w PGNiG Superlidze. W początkowej fazie meczu podopieczni Pawła Ruska napsuli rywalom sporo krwi. Zwłaszcza w 10. minucie, gdy objęli prowadzenie (5:4) po celnym rzucie Michała Czerwińskiego, który zbiegł ze skrzydła na koło i pokonał Szmala. – Mieliśmy duży szacunek do drużyny z Kalisza, bo to pierwsza kolejka nowego sezonu, a do tego graliśmy na parkiecie beniaminka, który na pewno po awansie miał spore oczekiwania. Nie mieliśmy zbyt wiele materiałów o rywalach, nie wiedzieliśmy tak naprawdę, co nas może czekać. Dlatego skupiliśmy się przede wszystkim na sobie, chcieliśmy wygrać obroną i z biegiem czasu graliśmy coraz lepiej – komentuje Krzysztof Lijewski, rozgrywający Vive.
Kielczanie szybko wrócili na właściwy tor. Po kwadransie odskoczyli na 8:5, a tuż przed przerwą na 16:9. Gospodarze nie zamierzali jednak tanio sprzedać skóry. Po powrocie z szatni zaczęli skracać dystans. W 39. minucie po szybkiej kontrze i bramce Michała Dreja tracili do faworyzowanych rywali tylko trzy gole (16:19). Był to jednak ich ostatni zryw w tym pojedynku. Ostatecznie górę wzięły doświadczenie i rutyna podopiecznych Tałanta Dujszebajewa. Kaliską defensywę niemiłosiernie żądliły kieleckie skrzydła. Zwłaszcza po kontratakach, których w całym meczu goście wykorzystali aż jedenaście. Niemal ze stuprocentową skutecznością swoje próby wykańczali Manuel Strlek (lewe skrzydło) i Blaz Janc (prawe skrzydło), którzy rzucili odpowiednio osiem i sześć bramek, najwięcej spośród wszystkich graczy, którzy wybiegli na parkiet Areny (w kaliskim teamie po cztery gole zanotowali Kamil Adamski i Artur Bożek). Rozmiary zwycięstwa mistrzów Polski (36:20) są wysokie, ale z pewnością nie oddają w pełni przebiegu inauguracyjnego meczu. Bo beniaminek z Kalisza zagrał z charakterem i fragmentami bił się z gwiazdami piłki ręcznej jak równy z równym.
Warto dodać, że pierwszego symbolicznego podania w sobotnim spotkaniu dokonała Marta Walczykiewicz, wicemistrzyni olimpijska z Rio de Janeiro w kajakarstwie. W przerwie meczu zaś włodarze miasta i klubu uhonorowali osoby, które w 2007 roku reaktywowały piłkę ręczną w grodzie nad Prosną.
Michał Sobczak, fot. autor, Agnieszka Walczak
***
MKS Kalisz – PGE Vive Kielce 20:36 (10:16)
MKS: Tatar, Zakreta – Adamski 4, Bożek 4, Rosiek 3, Czerwiński 2, Kniaziew 2, Adamczak 1, Bałwas 1, Drej 1, Grozdek 1, Misiejuk 1, Galewski, Kobusiński, Krycki, Kwiatkowski.
Kary: 10 min. Rzuty karne: 1/1.
Vive: Szmal, Ivić – Strlek 8, Janc 6, Djukić 4, Lijewski 4, Bielecki 3, Aguinagalde 2, Jachlewski 2, Jurkiewicz 2, Mamić 2, Bis 1, Jurecki 1, Kus 1, Bombac.
Kary: 6 min. Rzuty karne: 2/3.
Sędziowali: Korneliusz Habierski i Grzegorz Skrobak (Głogów).
Napisz komentarz
Komentarze