Obie ekipy polowały na zwycięstwo, należało się zatem spodziewać zaciętego i pełnego walki boju. I taki też on był. Początkowo ton grze nadawali przyjezdni, którzy po niespełna kwadransie odjechali na 7:3, ale z minuty na minutę kaliszanie nabierali rozpędu. Na prowadzenie wyszli w 23. minucie po serii czterech trafień z rzędu (10:9). Potem na moment je stracili, by tuż przed półmetkiem ponownie być w nieco lepszej od rywali sytuacji. W drugiej połowie MKS powiększył przewagę do czterech trafień i starał się kontrolować mecz. Czynił to z powodzeniem, bo od 42. minuty dystans dzielący go od przeciwnika nie schodził poniżej trzech bramek. Skończyło się na czterech (25:21).
– Byliśmy bardzo dobrze przygotowani do tego meczu. Może nie tyle obawialiśmy się rywala, co wiedzieliśmy, że będzie trudno. Przeważyło nasze zaangażowanie i wola walki – podsumował Zbigniew Kwiatkowski, jeden z liderów kaliskiej defensywy.
Obrona miała być największym atutem Meblarzy. W tym sezonie tracą oni mało goli, pod tym względem są trzecią siłą w lidze. Tym razem jednak lepiej w tym elemencie zaprezentowali się gospodarze. Przeciwnicy zdołali im rzucić tylko 21 bramek. W poprzednich potyczkach w elicie MKS tracił zdecydowanie więcej. Był to zatem jego najlepszy mecz w defensywie w tych rozgrywkach. Niemała w tym zasługa Łukasza Zakrety. Golkiper beniaminka wyrósł na czołową postać sobotniej potyczki. Zwłaszcza w drugiej połowie kilkukrotnie ratował swój zespół z opresji. W ofensywie zaś kaliska siódemka miała lidera w osobie Kiryła Kniaziewa. Rozgrywający z Białorusi był najskuteczniejszym graczem na parkiecie. Rzucał celnie nie tylko z drugiej linii, ale też z kreski oddalonej od bramki o siedem metrów. W ostatnich dwóch kwadransach ani razu się nie pomylił. Łącznie uzbierał osiem trafień.
Kaliski zespół radził sobie w sobotę bez kontuzjowanego Kamila Adamskiego. Kilku innych graczy też nie było w pełni sił. Mimo to trener Paweł Rusek miał zdecydowanie większe pole manewru od szkoleniowca gości Jacka Będzikowskiego. Były reprezentant Polski i były asystent Michaela Bieglera w narodowej kadrze miał do dyspozycji zaledwie 11 zawodników. Nie mógł sobie zatem pozwolić na częste rotacje. Do takowych niejako zmuszony był trener Rusek, bo dość szybko musiał ściągnąć z parkietu Michała Dreja. Prawoskrzydłowemu, który wyróżniał się w poprzednich spotkaniach, doskwierał uraz kręgosłupa, dlatego zastąpił go Artur Klopsteg, który jeszcze niedawno również zmagał się z kontuzją. Po przeciwnej flance poniewierany był natomiast Michał Bałwas. On jednak wytrzymał trudy meczu i zagrał w pełnym wymiarze. Z korzyścią dla drużyny, bo był cichym bohaterem tego pojedynku – rzucił ważne bramki, dzielnie spisywał się też w obronie.
Do drugiego w tym sezonie zwycięstwa poniosła kaliszan wyjątkowa atmosfera, jaką po raz kolejny stworzyli kibice beniaminka, wspierający swoich ulubieńców nieustannym i głośnym dopingiem. Pod tym względem nie mają sobie równych w Superlidze. Ponad dwa tysiące osób na trybunach w trzecim kolejnym meczu to coś, co wyróżnia MKS na tle pozostałych drużyn z najwyższej klasy. Docenili to również goście, którzy na własnej skórze poczuli magię Areny. – Gratuluję gospodarzom nie tylko zwycięstwa, ale też atmosfery. To kibice stworzyli świetne widowisko – przekonuje Adrian Fiodor, bramkarz ekipy z Elbląga.
Michał Sobczak
***
MKS Kalisz – Meble Wójcik Elbląg 25:21 (13:12)
MKS: Tatar, Zakreta – Kniaziew 8, Galewski 5, Bałwas 3, Klopsteg 3, Paweł Adamczak 2, Bożek 2, Drej 1, Krytski 1, Kobusiński, Kwiatkowski, Misiejuk
Kary: 10. min
Rzuty karne: 5/6
Meble Wójcik: Fiodor, Ram – Olszewski 6, Piotr Adamczak 4, Janiszewski 4, Nowakowski 3, Moryń 2, Koper 1, Kupiec 1, Grzegorek, Miedziński
Kary: 12. min
Rzuty karne: 2/3
Sędziowali: Dariusz Mroczkowski i Jakub Mroczkowski (Sierpc)
Widzów: 2200
Napisz komentarz
Komentarze