Na projekty zgłoszone do budżetu obywatelskiego 2018 zagłosowało przez internet niespełna 11 tysięcy kaliszan. W tym rzekomo 8 osób, które twierdzą, że nie głosowały. Najwyraźniej ktoś posłużył się ich danymi, m.in. numerem PESEL. - Zaczęły zgłaszać się takie osoby, informując, że ktoś już za nie zagłosował – mówi Piotr Cieślak z Biura Budżetu Obywatelskiego Urzędu Miejskiego w Kaliszu. - Najczęściej zdarzało się, że głos był oddany już 1 września, czyli w pierwszy dzień głosowania.
Poszkodowani najczęściej głos chcieli oddać zdecydowanie później, w ostatnich dniach głosowania. W tym gronie znalazł się także Grzegorz Sapiński, prezydent Kalisza. - Ktoś wykorzystał dane wrażliwe, dane osobowe. Pewnie dowiedziałbym się o tym z internetu, gdyby nie okazało się, że sam nie mogłem zagłosować, bo również ktoś uprzejmie zrobił to za mnie – mówi włodarz miasta. - Dziwi fakt, że większość, a właściwie wszystkie osoby, które zgłosiły się do nas z tym problemem to były albo członkami albo sympatykami Stowarzyszenia „Wspólny Kalisz”.
W tym były wiceprezydent i prezes stowarzyszenia Piotr Kościelny, o czym poinformował na portalu społecznościowym. Wśród osób, które nie mogły zagłosować, bo ktoś zrobił to za nie jest też Daniel Kaparuk, były naczelnik Wydziału Rozbudowy Miasta i Inwestycji, także wywodzący się z kręgów prezydenckiego stowarzyszenia. Kolejna rzecz wspólna to fakt, że każde ze sfałszowanych głosowań wskazywało te same projekty. Które - urząd nie chce zdradzić. Zapewnia jednak, że swojej strony zrobił wszystko, by dane osobowe kaliszan były bezpieczne. - Nasze systemy są bezpieczne – przekonuje Barbara Gmerek, wiceprezydent Kalisza. - Ktoś miał dane wrażliwe osób, za które zagłosował i skorzystał z tych danych. Z naszej strony nie ma niezabezpieczonej furtki, przez którą ktoś mógł te dane od nas wydostać.
Skąd osoba lub osoby, które zagłosowały za innych miały takie dane? Te podajemy bardzo często – rezerwując wakacje czy np. podpisując się pod listami poparcia dla partii politycznych czy akcji społecznych. - Często podajemy te dane w powiązaniu z imieniem, nazwiskiem, często adresem. Trzeba się liczyć z tym, że mogą być one wykorzystane w sposób niekoniecznie uczciwy. Tak jak było to w tej sytuacji - tłumaczy Piotr Walczak, miejski informatyk.
Dlatego sprawa trafi do prokuratury. Miasto chce, by śledczy ustalili, kto zagłosował za grupę kaliszan i czy takich przypadków jest więcej niż 8, o których już wiadomo. - Osoba, która dopuszcza się takiego czynu, wykorzystując wizerunek lub inne dane osobowe w celu wyrządzenia szkody majątkowej lub osobistej, a takie oddanie głosu za kogoś innego może stanowić złamanie prawa w tym zakresie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3 – informuje Danuta Rybarczyk, miejski radca prawny.
Miasto czeka też na osoby, które być może również otrzymały informacje o tym, że już oddały głos, chociaż tego nie zrobiły, a nie przyszło im do głowy, że mogło dojść do oszustwa z użyciem ich danych.
AW, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze