Kalisz przeżywa boom na szczypiorniaka i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Jeszcze w zeszłym sezonie na mecze pierwszoligowej wówczas drużyny przychodziło średnio kilkuset kibiców. Po awansie MKS-u na najwyższy szczebel rozgrywkowy w kraju zainteresowanie handballem wyraźnie wzrosło. Na inauguracyjnym meczu z PGE Vive Kielce trybuny pękały w szwach. Podobnie było na trzech kolejnych potyczkach. – Na nasze mecze regularnie przychodzi dwa tysiące kibiców, jest to coś niesamowitego – mówił nam niedawno bramkarz beniaminka Łukasz Zakreta. – W hali jest tak głośno, że momentami nie słyszymy własnych myśli, a rywale są wręcz przerażeni i mają kłopot z komunikacją na boisku. Dziękujemy kibicom, naprawdę są naszym ósmym zawodnikiem – podkreśla rozgrywający Arkadiusz Galewski.
Pod względem frekwencji i atmosfery Kalisz w niczym nie ustępuje najlepszym i najbardziej utytułowanym ekipom z Kielc i Płocka. Sporo kibiców przychodzi też na mecze w Opolu. Pozostałe kluby Superligi kaliska publiczność bije na głowę. Ma to wymierne przełożenie na wyniki osiągane przez podopiecznych Pawła Ruska. W Arenie wygrali oni trzy ostatnie mecze, gromadząc cały swój dotychczasowy dorobek – 10 punktów. Głośny doping poniósł kaliską siódemkę do triumfu w sobotnim meczu ze Spójnią, który długo nie układał się po jej myśli. – Oczywiście praca zawodników na boisku to jedno, ale ta ostatnia zwycięska bramka to ogromna zasługa naszych przewspaniałych kibiców. Na ich wsparcie zawsze możemy liczyć, to bardzo cieszy. Mam nadzieję, że tę dobrą passę w Arenie będziemy kontynuować – przekonuje trener Rusek.
Na kolejny pojedynek MKS-u w hali na Dobrzecu trzeba poczekać do 8 listopada. Wtedy nad Prosną zamelduje się ekipa Orlen Wisły Płock. W międzyczasie beniaminek postara się wywalczyć pierwszą w tym sezonie zdobycz na wyjeździe.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze