Lekarka T. od kilku lat prowadziła przychodnie w Londynie, Bristolu i Manchesterze. Zatrudniała polski personel, dlatego placówki były popularne wśród naszych rodaków na Wyspach. Jednak wielu pacjentów od dawna skarżyło się na jakość usług, szczególnie samej właścicielki, która jest ginekologiem. Jak podaje polishespress.co.uk kobiety bardzo często na portalach internetowych ostrzegały, że były wysyłane na zbędne badania, a nawet wykonywano im niepotrzebne zabiegi. I tu polonijny portal przywołuje kilka cytatów "Bez badań stwierdzała u mnie różne choroby", "zrobiła biopsję na guzie piersi, którego nie miałam", "mnie też próbowała naciągnąć na różne badania".
Jedna z takich pacjentek, o czym pisze mumsfromlondon.com, po wizycie w gabinecie kaliskiej ginekolog skonsultowała się jeszcze z angielskim lekarzem. Wtedy miało się okazać, że: „pacjentce wmówiono nieistniejącego guza i chorobę, która nie wymagała aż tak kosztownych badań. Wystarczyło przepisać krem przeciwzapalny w cenie ośmiu (!) funtów” - podaje portal.
Sprawą zainteresowała się Izba Lekarska. W połowie lipca praktykami T. zajął się Practitioners Tribunal Service. Jak informuje Nasze-UK sprawa dotyczyła m.in. nieuczciwości. W czasie procesu okazało się, że lekarka dwukrotnie, bez uzasadnienia klinicznego, podjęła się procedur medycznych. "Doktor T. nadużywała zaufania swoich pacjentek, dodatkowo przedkładając własne finansowe interesy nad ich dobro" - komentował przewodnicząca trybunału Joy Hamilton. MPTS ocenił jej postępowanie jako nieetyczne – można przeczytać na polishexpress.co.uk.
Właśnie takie stwierdzenie doprowadziło do odebrania kaliskiej ginekolog prawa wykonywania zawodu w Wielkiej Brytanii. Wyrok nie jest prawomocny.
Według portalu mumsfromlondon.com T. miała oszukiwać nie tylko pacjentki. W internecie można przeczytać, że przez wiele miesięcy kobieta nie wypłacała wynagrodzenia swoim podwładnym, zaległości wynoszą nawet kilka tysięcy funtów. Dług ma także w stosunku do dzierżawców lokali, w których były prowadzone przychodnie. Ten ma sięgać 400 tysięcy funtów.
Portal stawia także pytanie: co z dokumentacją medyczną pacjentów polskiej przychodni? „Czy została ona odpowiednio zabezpieczona? Skoro przychodnia padła z dnia na dzień, to co mają robić pacjenci, których leczenie było tam prowadzone? Co z danymi osobowymi tych ludzi? Pani doktor podobno pracuje już w kolejnej klinice, do której została przyjęta w zamian za przekazanie im bazy danych pacjentów, których wcześniej leczyła. Ktoś nas przehandlował i dlatego wielu z nas dostaje SMS-sy dziwnej treści zachęcające nas do leczenia ze zniżką w polskiej przychodni. Pytanie tylko, skąd oni mają nasze numery telefonów?” – można przeczytać w internetowym serwisie.
W prowadzeniu przychodni w Wielkiej Brytanii, lekarce T. mieli pomagać jej mąż oraz synowie. Informacje na temat nadużyć doktor T. można też znaleźć na stronie brytyjskiego informatora medycznego: The BMJ (British Medical Journal).
Wcześniej, przez wiele lat, T. prowadziła praktykę w Kaliszu.
AW, fot. pixabay.com
Napisz komentarz
Komentarze